18 grudnia 2013

Rozdział 30



   Dał jej chwilę. Kiedy zerwała się z krzesła, minęło kilka sekund zanim ostatecznie się zdecydowała. Jej spojrzenie nabrało wtedy ostrości, a niepewny grymas znikł z jej twarzy, zastąpiony przez zmarszczone brwi i zaciśnięte zęby. Zamrugał, a jej już nie było. Wiedział dokąd poszła, dlatego rozsiadł się wygodniej i zabrał za opróżnianie jej herbaty. Resztek curry nie mógł zjeść, bo połamała pałeczki. Bezwiednie chwycił cienkie kawałki drewna, z wystającymi drzazgami. Obracał je między palcami, wpatrując się w fusy zalegające na dnie kubka.
   Po kilkunastu minutach wstał od stołu i spokojnym krokiem przeszedł przez zatłoczoną salę. Kobiecina za ladą uśmiechnęła się ciepło, gdy mijał ją wchodząc na schody. Korytarz na piętrze był opustoszały i ciasny. Drzwi do poszczególnych pomieszczeń dzieliło kilka metrów odległości, ozdobionych doniczkowymi kwiatami i obrazkami na ścianach. Doszedł do końca korytarza i nacisnął klamkę od ich pokoju. Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i dopiero potem rozejrzał się po wnętrzu.
   Pierwszym co rzuciło mu się w oczy, była ognista czerwień włosów jednej z dziwek. Tyle, że włosy te nie opadały ładnymi lokami na zgrabne kobiece plecy, a porozrzucane były w nieładzie po całym pokoju. Następne obrazy przewijały się przed jego oczami automatycznie, a mózg jakby nie rejestrował ich do końca. Oskalpowane do połowy, piegowate ciało porzucone w kącie. Kończyny wygięte pod nienaturalnymi kątami i twarz tak poraniona, że nie do poznania. Blondynka spoczywająca na łóżku w obscenicznej pozie, z gardłem tak rozdartym, że na wierzch wychodziły kręgi szyjne. Głowa usadzona na parapecie, na przeciwko wejścia, z nierównymi kępkami rudych włosów i jednym, szeroko otwartym okiem.  Bezgłowa kobieta została całkowicie rozczłonkowana, a jej szczątki znajdowały się w różnych częściach pokoju.
   Pokój całkowicie skąpany był w czerwieni. Zaraz obok włosów, była to krew, pokrywająca prawie całą podłogę i ciągle wypływająca z poranionych ciał. W największej kałuży, na środku pomieszczenia leżała Anayanna. Z rozpostartymi szeroko ramionami i wzrokiem utkwionym w suficie. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko, jakby po biegu. Z rozchylonych ust wydobywał się urywany, gwałtowny oddech, a palce rąk co chwilę nerwowo zginały się i prostowały.
   Nie spojrzała na niego, gdy wszedł. W pokoju panowała głucha cisza, przerywana tylko denerwującym odgłosem kapania. Krew sącząca się z głowy na parapecie co kilka sekund spadała do kałuży.
   Hidan mimowolnie cofnął się o krok, gdy nagle, używając tej swojej niesamowitej szybkości, znalazła się tuż przed nim. Jej oddech i tętno wyrównało się, a ubrania i włosy nasączone były cudzą krwią. Stała tak nic nie mówiąc, a Hidan milczał razem z nią, bo po prostu wydawało się to właściwe.
   Minęło może kilka minut. Anayanna poruszyła się wreszcie, stając na palcach i kładąc dłonie na jego policzkach. Trzymała je tak chwilę, a potem przesunęła w górę, zdobiąc je krwią. Hidan milczał.
   Odwróciła się i przeszła po pokoju tam i z powrotem, zatrzymując finalnie przed oknem. Jednym szarpnięciem zerwała długie firany i zrzuciła je na podłogę. Razem z nimi z parapetu spadła głowa, zawijając się w materiał i lądując w kałuży. Otworzyła okno wpuszczając do pokoju chłodne, nocne powietrze i zapach deszczu.
   - To dzięki tobie – odezwała się nagle, niespodziewanie.
   Zerknęła na niego przez ramię, szeroko otwartymi oczami. Jej twarz wykrzywiał dziwny grymas, przez który nie potrafił określić jej nastroju. Różnie dobrze mogła być szczęśliwa, albo za sekundę zacząć wrzeszczeć. Znowu pojawiła się przed nim, tylko po to by postąpić kilka kroków w tył, rozłożyć ramiona i rzucić się w tył, lądując z głuchym pluskiem w kałuży krwi.
   - Nie, to przez ciebie. Pamiętaj o tym Hidan. Pamiętaj, bo mam wrażenie, że wszyscy możemy tego kiedyś pożałować – w tej pozycji jej głos był przytłumiony, a przez jego cichy ton, ledwo mógł ją zrozumieć. Zrozumiał jednak i mimowolnie zadrżał. – Pamiętaj, dobrze? Bo prawie umarłam i wydaje mi się, że lepiej by było gdybym jednak nie żyła. Bo tak naprawdę, pomimo tego wszystkiego ciągle jeszcze czuję się martwa, a ta cholerna łapa nie opuszcza mojego serca. Może się zacisnąć w każdej chwili wiesz? Dlatego tak bardzo potrzebuję tego, żebyś nigdy nie zapomniał. Że uratowałeś moje ciało i umysł, że pożyję będąc martwą trochę dłużej. Nie do końca wiem, czy powinnam ci za to dziękować. Ale wiem, Hidan, że inni tego nie zrobią. Nie oczekuj wdzięczności od ludzi, wszystkich ich zabiję.
   Nie odpowiedział, tylko położył się obok, w kałuży, czując jak jego ubrania stają się mokre. Wpatrzył się w sufit, który ciągle tak uparcie przyciągał jej wzrok. Zdobiły go liczne, czerwone plamy, ułożone w abstrakcyjne wzory.
   - Nie gadaj już – mruknął na wszelki wypadek, chociaż nie wiedział czy miała coś jeszcze do powiedzenia.
   Odwróciła się bokiem i wpatrzyła w niego ciekawie. Przypomniał sobie co trzymał ciągle w zaciśniętej pięści, gdy sięgnęła po jego dłoń i wyswobodziła z niej złamaną na pół pałeczkę. Obróciła ją kilkakrotnie między palcami, na wysokości oczu, a potem upuściła do kałuży. Hidan chciał zaprotestować, nie wiedząc do końca dlaczego, ale ubiegła go, sięgając po nią znowu i przerywając kilka łączących połówki drzazg. Pałeczka była teraz w dwóch częściach, cała czerwona. Z cieniem rozbawionego uśmiechu wsadziła połowę z powrotem w rękę Hidana i zacisnęła jego pięść.


Konoha

   - Kretynka. Głupia.. idiotka. Jesteś beznadziejna – burczał Naruto we włosy Mii, zaraz po tym jak zamknął ją w niedźwiedzim uścisku. – Grr.. nawet nie wiem co jeszcze.. ah! Tępak. Baran.. Ciołek!
Mia tkwiła w jego ramionach, z szeroko otwartymi oczami i rozdziawioną buzią, wciśniętą gdzieś w jego szyję. Jej żebra zatrzeszczały niebezpiecznie, gdy Uzumaki ścisnął ją mocniej.
   - Naruto.. – wysapała z trudem.
   - Bęcw.. co? A! Ach, tak! Przepraszam..
Mia odetchnęła z ulgą, gdy chłopak puścił ją, ciągle jednak trzymając ręce na jej ramionach i przyglądając jej się uważnie.
   - Naruto?
   - No?
   - Więc mnie nie nienawidzisz?
   - Tsssk.. głupia – warknął, ponownie przyciągając ją do siebie, tym razem delikatniej. Teraz, gdy jej ręce nie były już ściśnięte między nimi, objęła go niepewnie w pasie. – Oczywiście, że nie. Nawet nie wiem jak mogłaś o czymś takim pomyśleć. Jak mógłbym cię nienawidzić, za to, że jesteś taka jak ja? To sprawia tylko, że zależy mi na tobie jeszcze bardziej, bo rozumiesz przez co musiałem przejść.
   - Przepraszam – wyszeptała, czując jak ponownie w jej oczach zbierają się łzy. – Byłam okropna, nie dość, że ci nie powiedziałam kim jestem, to potem gdy dowiedziałam się kim ty jesteś, ciągle uciekałam, a potem jeszcze w ciebie wątpił.. – urwała, gdy Naruto bezceremonialnie przyłożył jej rękę do ust.
   - Cicho głupia. Nie winię cię za tamto, bo już przecież wiem, że nie mogłaś mi o niczym powiedzieć. Dlatego tym bardziej cieszę się, że jednak to zrobiłaś. No a to z wątpieniem we mnie.. to faktycznie, ale już chyba ustaliliśmy, że jesteś kretynką. Więc wszystko jest w porządku – zwieńczył swoją wypowiedź szerokim, olśniewającym uśmiechem.
   Mia otarła łzy zasychające już na jej policzkach i odwzajemniła gest. Cały ciężar i poczucie winy nękające ją od początku znajomości z Naruto ulotniły się całkowicie. Opadła z ulgą na miękką kanapę i zaśmiała się wesoło. Naruto rozłożył się na fotelu i wpatrzył w nią nagląco. Wiedziała, czego oczekiwał.
   - Jedna rzecz nie była kłamstwem – zaczęła, prostując się i opierając ręce na kolanach. Utkwiła spojrzenie w podłodze i kontynuowała. – Faktycznie mam siostrę i rzeczy które ci o niej mówiłam były prawdziwe. Nii jest piękna, cudowna, wspaniała i ogólnie wszyscy ją uwielbiają. A ja.. to ja. Ona wracała dumnie z najtrudniejszych misji, a ja zawalałam proste zadania. Ona poświęcała czas na trening, a ja włóczyłam się po mieście i robiłam różne głupoty. Ona była spokojna i pokornie przyjmowała wszystkie polecenia, a ja wdawałam się w ciągłe kłótnie z Raikage i starszyzną.. I chyba przez to wszystko zgodziłam się tak szybko na wyjazd. Nic nie trzymało mnie w Chmurze, nie miałam przyjaciół, dla których warto by zostać i którzy sami przekonywaliby mnie do zostania – milczała chwilę, ale potem znowu zaśmiała się lekko. – Dobra, chyba nie od tego powinnam zacząć. Jak wiesz.. albo i nie w sumie, ale nie obchodzi mnie za bardzo, czy teraz zdradzę ci jakąś wielką tajemnicę.. Kumo od dawna posiada dwa Biju. Dwuogoniastą i Ośmioogoniastego. Klan Yugito od pokoleń ‘opiekował’ się Matatabi. Kandydaci na następnych jinchuriki wybierani byli już podczas porodu, dzięki wstępnym badaniom chakry i ogólnego potencjału. Zawsze było to pięć dzieciaków, zaczynających szkolenie prawie natychmiast po tym jak nauczyli się chodzić. Oprócz tego, że uczęszczali do Akademii i zdobywali tam najlepsze oceny, musieli jeszcze trenować w domu, praktycznie w każdej wolnej chwili. Szkolenia na jinchuriki były trudne i wymagające, ustalone kilka wieków temu przed starszyznę mojego klanu. Czasami zdarzał się ktoś, kogo oburzała niehumanitarność i starał się zmienić procedury, ale starsi byli nieugięci. Myślę, że przez te kilka stuleci za bardzo przyzwyczaili się do Matatabi, potęgi jaką dodawała naszej rodzinie, prestiżu i ogólnego szacunku wzbudzanego w wiosce. Twierdzili, że jinchuriki musi być doskonałym wojownikiem, a można to osiągnąć tylko przez ciężki trening, że musi przynieść chwałę rodzinie Yugito i nie dopuścić do odebrania demona. Ostatnim jinchuriki była moja babcia. A Nii została wytypowana na jej następczynie i przez te wszystkie lata szkolenia, niemal pewne było, że pokona swoich przeciwników. Pomimo tego, że trening całej Piątki przebiegał identycznie i każdy z nich przejawiał niesamowite zdolności, Nii zawsze błyszczała. Ja odpadłam już w przedbiegach, starszyzna stwierdziła, że nie nadaję się pod żadnym względem. W sumie nie miałam nic przeciwko, chociaż wiedziałam, że jak nie ja to moje dzieci, albo wnuki. Pochodzę z głównej gałęzi klanu i zwykle właśnie takich kandydatów preferowano. No ale lata szkolenia mijały, Nii wymiatała, ja się obijałam, a nasza babcia stawała się coraz starsza i słabsza. W końcowym etapie szkolenia Piątka musiała stoczyć między sobą pojedynki, prawie na śmierć i życie. Przerywano je w ostatnim momencie, a i tak niektórzy umierali na skutek obrażeń. A wszystko po to, żeby wybrać doskonałego kandydata, mogącego podźwignąć takie brzemię.. Chlubę klanu, bohatera wioski.. Gówno prawda, nienawidziłam starszyzny za to, do czego zmuszana była moja własna siostra. Przed wszystkimi udawała twardą, ale to mi się żaliła i wypłakiwała wieczorami, mówiła jak bardzo się boi, że nie chce walczyć z własnymi krewnymi, ani nosić w sobie demona. Ale była zbyt oddana rodzinie, ojciec za bardzo okazywał swoją dumę z faktu, że była najlepsza z Piątki. No i w końcu przyszedł czas walki, oczywiście Nii wykosiła resztę. Jedna kandydatka zginęła, pomimo szybkiej interwencji medyków. Orila, moja kuzynka. Od małego trzymałyśmy się razem i w sumie była moją jedyną przyjaciółką. Nigdy nie zapomnę momentu, w którym Nii przyszła do mnie po pojedynku z nią. Nie oglądałam walk, nie miałam ochoty patrzeć jak dzieciaki po praniu mózgu wyżynają siebie nawzajem.. cały dzień siedziałam w swoim pokoju i czekałam na jakieś wieści. Wieczorem przyszła Nii. Wyglądała koszmarnie, cała zakrwawiona, potargana i brudna. A w ręce.. trzymała opaskę kunoichi, należącą do Orili – ręka Mii powędrowała do opaski na jej czole. Ze smutnym uśmiechem przejechała palcem po porysowanej powierzchni z symbolem Chmury. – Od razu wiedziałam, co się stało. Orila nigdy, przenigdy jej nie ściągała, nawet z nią spała! Mówiła, że jest dumnym ninja i ma zamiar to pokazywać zawsze i wszędzie. Śmiałam się z niej i twierdziłam, że to przecież głupie, że ninja to bezmyślne maszyny w rękach kage i nie mają wolnej woli. Nigdy się ze mną nie zgadzała, zawsze się kłóciłyśmy bo każda była mądrzejsza od drugiej. Kiedy życzyłam jej powodzenia przed eliminacjami, wyśmiała mnie i powiedziała, że i bez tego wygra. A potem.. nie wróciła. Wiedziałam, że Nii jest dla niej za sprytna, Orila zwykle uderzała bez namysłu, a choć była wyjątkowo silna, łatwo można było ją wykiwać. Nie spodziewałam się jej wygranej, ale nigdy.. nawet przez chwilę nie pomyślałam o tym, że może zginąć.. Miała dwanaście lat. Nii prawie dławiła się własnymi łzami kiedy mi o tym opowiadała. Nie winiłam jej. Wiedziałam, że Orila była nadzwyczaj uparta i nigdy się nie poddawała. Mogłam się domyśleć, że wstawała za każdym razem, kiedy Nii ją powalała i nie miała zamiaru przerywać walki. W końcu zemdlała, w połowie skoku, z powodu obrażeń i całkowitego wyczerpania chakry. Nie dało się nic zrobić. No więc Nii wygrała – Mia podjęła opowieść po chwili ciszy – i datę pieczętowania wyznaczono na tydzień no ostatecznych eliminacjach. Rodzice pękali z dumy. Wszyscy ją wychwalali, wynosili na piedestał, pękali z radości.. a rodzice Orili ukrywali swoją rozpacz. Ofiary śmiertelne podczas szkolenia uważano za niezbędne, bo ktoś musiał się poświęcić dla większego dobra. A to, że tym kimś było dziecko.. nie liczyło się. Pięć dni przed oficjalnym pieczętowaniem.. babcia zmarła. To nie miało się wydarzyć, nigdy wcześniej najmniejszy błąd nie miał miejsca i w klanie zapanował chaos. Uwolniony demon zniszczył większą część posiadłości rodzinnych i zabił mnóstwo ludzi. W końcu udało się nad nią zapanować, chociaż tylko tymczasowo. Starszyzna zebrała się, żeby natychmiast przeprowadzić pieczętowanie w nowym jinchuriki. A Nii była wtedy chora. Miała zwykłą grypę, ale jej organizm był osłabiony i zmęczony, od początku było wiadomo, że pieczętowanie nie powiedzie się do końca. Ale mimo tego, starszyzna nie wahała się ani chwili, nawet jeśli w wyniku komplikacji Nii mogła stracić życie. Wbrew pozorom wszystko przebiegało sprawnie, ale do czasu. Matatabi była zapieczętowana do połowy, Nii omdlewała z gorączki i była tak wycieńczona, że dzieliło ją kilka kroków od śmierci. Wtedy moja mama próbowała ich powstrzymać, a chwila nieuwagi starszyzny wystarczyła, żeby połowa demona wyrwała się z bariery i znowu zaczęła szaleć. Byłam.. byłam wtedy w pobliżu, nie posłuchałam rodziców i nie ewakuowałam się z resztą wioski. Za bardzo bałam się o Nii. Pamiętam, jak Matatabi jednym ruchem ogona wgniotła mamę w ścianę naszego domu, a potem chciała zaatakować mnie. Ale ojciec był szybszy. Żeby uniknąć całkowitego pogromu wioski i uratować życia członków rodziny.. zapieczętował ją we mnie. Kiedy Matatabi zorientowała się co robi, przebiła go pazurem. Ale mimo tego tata dokończył pieczęć. Nigdy nie byłam szkolona na jinchuriki, byłam mała, słaba, leniwa, nieporadna i wystraszona.. zupełne przeciwieństwo Nii. Ale to ona nie pojawiła się na masowym pogrzebie, nie stała w deszczu przed prawie pięćdziesiątką trumien, nie uczestniczyła w ceremonii jako osierocona spadkobierczyni rodziny, jako jinchuruki. Nie ona musiała przyjmować kondolencje z zaciśniętymi zębami i godną postawą. Ona uciekła. Nie było jej przez tydzień, w czasie którego nie robiła nic poza płaczem i rozpaczaniem. Miałam dziesięć lat, ona piętnaście. I musiałam przyjąć to wszystko na siebie, nie wiedząc do końca co tak naprawdę się dzieje. A potem Nii wróciła, znowu silna i cudowna, zaczęła robić błyskawiczną karierę, zdobywać szacunek i honory. Ja w tym czasie stałam w jej cieniu, bo nikt nie przejmował się małą pokraką, w której bez pozwolenia i przygotowania zamknięto potwora. Dlatego też ludzie w wiosce nigdy mi nie ufali, a składali pokłony Nii. Otwarcie twierdzili, że nie nadaję się na pojemnik, że nie jestem wystarczająco silna ani wytrzymała. Że prędzej czy później demon ucieknie i wioska znowu będzie w niebezpieczeństwie. Nienawidziłam ich tak bardzo.. ach tego się nawet nie da opisać. Dlatego byłam jeszcze bardziej nieznośna i sprawiałam jeszcze więcej kłopotów. Ale w między czasie podeszłam do treningów na poważnie, a kiedy się naprawdę postarałam, całkiem nieźle mi to wychodziło. Wyprowadziłam się od Nii, zafarbowałam włosy i zaczęłam walczyć o swoją reputację. Mimo wszystko, ludzie pamiętali i lubili udawać mądrych nawet jeśli gówno wiedzieli.. A potem zaczęły krążyć pogłoski o Akatsuki. Coraz więcej jinchuriki znikało i jakoś nikt za bardzo się tym nie trapił, bo jednak każdy się ich w jakiś sposób bał. A ten strach prowadził do nienawiści i wszystko było w porządku, kiedy tykająca bomba zniknęła na dobre z otoczenia. Jeśli zginął przy tym niewinny człowiek.. to nie było ważne. W Chmurze było odrobinę inaczej. Raikage cenił sobie jinchuriki, bo jednym z nich był jego brat. A, że stanowiliśmy niesamowity potencjał wojenny.. szkoda byłoby nas stracić. Kumo zawarło tajny kontrakt z Konohą, bo w razie zagrożenia nie byliby w stanie ochronić trzech jinchuriki. Na dodatek gdyby demony wydostałyby się na zewnątrz.. to byłby koniec wioski. Dlatego ustalono, że Liść przyjmie jednego z nas, a w razie ataku Akatsuki obronimy siebie nawzajem. Konoha pomoże Kumo, a Kumo pomoże Konosze. Wyjątkowo dano nam wybór. Spytano, które z nas chce wyjechać, a ja nie zastanawiałam się dłużej niż kilka sekund. Dostałam szansę na rozpoczęcie nowego życia, nawet jeśli zbudowanego na kłamstwie, bo moja prawdziwa tożsamość miała być ściśle tajna. Powiedziano mi tylko, że w Konosze żyje jinchuriki Dziewięcioogoniastego, więcej szczegółów nie znałam. A potem spotkałam ciebie i to nad rzeką... Demony zawsze wyczuwają obecność drugiego demona. Stają się niespokojne, instynktownie wyczuwają zagrożenie. Z Matatabi też tak było, chociaż nie chciała mi powiedzieć o co chodzi. Nigdy nie żyłam z nią w dobrych stosunkach, jak mogłabym, skoro na moich oczach zabiła mi rodziców? Nad rzeką nasze chakry się zmieszały i bez problemu mogłam wyczuć obecność Kyubiego w tobie.. Też zdałbyś sobie sprawę z Matatabi, gdybyś wiedział więcej o jinchuriki. Przepraszam za to, że uciekałam i kłamałam.. I że nie wierzyłam w ciebie, chociaż na to zasługiwałeś.
   Mia zakończyła swoją opowieść, jej głos był ochrypły, a wnętrze ust suche. Podniosła wreszcie wzrok znad podłogi i spojrzała na Naruto. Naruto, który pochrapywał smacznie, z głową ułożoną na oparciu fotela.
   - Uzumaki! – wrzasnęła, rzucając w niego poduszką.
   Blondyn zerwał się z głośnym śmiechem, odruchowo odbijając poduszkę, która przeleciała przez pokój i strąciła z szafki wazon. Naruto nie przejął się zupełnie stłuczonym szkłem, tylko przesiadł się na kanapę i przyciągnął do siebie naburmuszoną dziewczynę.
   - Żartowałem – wymamrotał. A potem ją pocałował.

*

   - To taki symbol – mruknęła ściskając swoją część umaczanej w krwi pałeczki.
   - Symbol czego? – spytał, patrząc na nią uważnie.
   - Nas. 
























__________________________

Siemka siemka! ♥
Trochę opóźnienie, ale dobra. 
Kurna, wiecie, że 10 grudnia były pierwsze urodziny tego bloga? Normalnie nie wierzę, że to już rok.. ;__;
No i kolejny jubileusz, bo już 30 notka. Ale to leci. 
Na hogwarcim blogu też niedawno ukazał się rozdział, zapraszam ;D

Wesołych świąt wszystkim! <3

Pozdrawiam, buziaki ;3

12 komentarzy:

  1. Czeeść. C:
    Jestem "nowa" na Twoim blogu, dlatego piszę komentarz dopiero teraz.
    Także rozdział bardzo mi się podobał, zresztą jak wszystkie. Jestem ciekawa, co dalej będzie z Anayanną i Hidanem. ;_; Wątpię, żebyś ich połączyła, ale no, ciekawi mnie to po prostu. XD
    Pozdrawiam i życzę weny. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto no. Jesteś genialna.
    Ana znowu wpadła w swój szał, zaczynam się o nią martwić. Nie mogę nic na to poradzić, ale ona i Hidan są tacy uroczy! ;_; (co z tego, że razem leżą sobie w kałuży krwi jakiś dziwek)
    On chyba musi być dla niej takim wsparciem, bo przecież tylko Hidan ją teraz zrozumie.
    "- To taki symbol – mruknęła ściskając swoją część umaczanej w krwi pałeczki.
    - Symbol czego? – spytał, patrząc na nią uważnie.
    - Nas." ♥
    Miażdżysz mnie takimi notkami.
    Szczerze to byłam trochę zawiedziona, że większa część rozdziału tyczyła się Mii i Naruto, ale po przeczytaniu tej historii aż mnie coś ścisnęło. Biedna Mia, ale dobrze, że Naruto rozumie (moment z zaśnięciem mnie powalił XD)
    Pięknie, genialnie, idealnie...
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaaaak!!!!!!!!!!!!! Rozdział!!!!!!! Kobieto codziennie tu byłam i sprawdzałam po nocach nie spałam!!!!!! Jak zwykle świetny :) czekam na next : *

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojaojaojaojaoja, zaczęłam czytać notkę i żałuję że na razie nie mam czasu na doczytanie jej do końca! D: Ale zaraz tu ogarne swoje sprawy i zasiądę do czytania. BO W KOŃCU ZNALAZŁAM TROCHĘ CZASU NA BLOGI!!!
    Swoje i cudze! No!
    U mnie pojawił się prolog do następnej części http://daraku-tenshi.blogspot.com/
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. OMGGG!!!! KOCHAM.TWOJEGO.NARUTO. Uwielbiam go, więlbię, wychwalam. Muszę nadrobić kilka notek, ale na sto procent to uczynię :O
    Na samym początku przy opisywaniu rozdartych gardeł, włosów, ruszajacych się paluszków, powyginanych kończyn i takie tam, myślałam że się porzygam. Ale to dobrze, bo bardzo.. realistycznie wszystko opisałaś :> Generalnie jestem pod wrażeniem tego z jakąś łatwością idzie Ci opisywanie... opisywanie emocji, otoczenia. Ja mam z tym totalne problemy i nigdy mi to dobrze nie wychodzi. Naruto, Naruto, Naruto <3
    Oczywiście mi się podoba, czekam naaaaa kolejny rozdział!
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejo :) Nie wiem nawet czy komentowałam ostatni rozdział...jak nie to gomenne.Patrz, mój blog 5 dni przed Twoim (w tym momencie pisania komentarza wczoraj, w sumie dzisiaj o 3 w nocy magicznie zresetował mi się telefon, więc po moim wkuwrwieniu, wydedukowałam, że poczekasz sobie na komentarz do jutra-dzisiaj, bo 3 godziny snu to i tak malutko ;_; )....kontynując, rocznicę. To sto lat dla nas i dużo weny i wolnego czasu (szczególnie dla mnie ;_; ). W tym tygodniu miałam/mam tylko 8 sprawdzianów. Nauczycieli posrało. Kończąc opisywać mój ciężki żywot przejdę do rozdziału. Wiec...kto to Itachi? Niech idzie na drzewo. Oficjalnie shippuję (czy jak to tam się pisze) Hidana i Anayannę. *.* I o Yashinie, jak słodko u Naruciaka i Mii...bleee. Wolę leżących w krwi <3. Na tym skończę, bo zasypiam. Mata ne :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Heh pierwszy rok szybko leci...zanim się obejrzysz, jak ja, a będzie drugi i trzeci i czwarty... dzisiaj weszłam na starego, pierwszego bloga i pierwsza notka była z 2008 roku! Ale szmat czasu.
    Jak święta? Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze :)
    Mam nadzieję również, że nie jesteś zła, że nie komentuje na bieżąco. Naprawdę nie jestem w stanie śledzić na bieżąco notek, ale wszystko nadrabiam w wolnym czasie i oto właśnie piszę ten komentarz:)
    Minął już rok i wiesz co? TO WIDAĆ! Poprawiłaś bardzo swój styl pisania, czyta się to naprawdę dobrze, także gratuluję, bo to już jest coś!
    W tym rozdziale bardzo podoba mi się to, że nie szczypałaś się z opisem zamordowanych kobiet na początku. Nie wiem czemu ale szczegolnie podobał mi sie fragment o widocznych kręgach szyjnych, takimi opisami działasz na wyobraźnie :D
    nie chcę się powtarzać, ale wątek Anu i Hidana najbardziej mi się podoba, ich relacja jest po prostu świetna, uwielbiam każdy akapit z tymi bohaterami. Fajne było to co mu powiedziała, żeby nie oczekiwał wdzęcznosci od ludzi, ona ich wszystkich pozabija - ah eh ah no boskie po prostu!
    Naruto jest u Ciebie słodki i męski zarazem. To ciekawe... ale fajnie, że przełamujesz krew, pot i łzy u Any-Hidana wątkiem Naruto, nikt nie lubi jednowymiarowych powieści :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No obym tylko miała sił i weny, żeby tyle lat zdążyło stuknąć :D
      Święta fajne i rodzinne, szkoda, że tak szybko mijają. A u ciebie?
      Nie, spoko, rozumiem, że trudno znaleźć czas na głębsze rozpisywanie się nad każdą notką, tym bardziej jestem wdzięczna, że odezwiesz się od czasu do czasu ;)
      Dziękuje serdecznie za wszystkie pochwały!
      Również pozdrawiam, buziaki ;3

      Usuń
    2. Szczerze? Najgorsze święta jakie pamiętam, tj nie było dramatów, ale trochę sytuacja rodzinna się pop**przyła i było dziwnie. Więc jak nigdy cieszę się, że już po świętach:D
      teraz sylwester i już zacieram rączki :D spróbuję dodać coś małego u siebie do 6 stycznia, no zobaczymy jak to wyjdzie.

      Usuń
    3. Hm, no to współczuje. Przy okazji najlepszego na nowy rok i mam nadzieję, że sylwester faktycznie się udał ;D
      Dobra, to czekam niecierpliwie

      Usuń
  8. No witam~ na początek powiem, że wstydzę się za siebie, oj wstydzę… żeby tak się zapuścić z niekomentowaniem :< ale tu to pół biedy, na Hogwardzkim blogu t już doszczętnie się zmaściłam… przyznam bez bicia, że nie wiem kiedy się ogarnę… ja cię podziwiam, że czytasz tyle blogów i zawsze widzę twój komentarz, nie wiem, podejmę jakieś nauki u ciebie xD
    Rozdział wspaniały~! Ach te twoje opisy, które mrożą krew w żyłach… staram się na nie odczulić i czytam jakieś drastyczne książki, ale sam Stephen King nie przeraża mnie bardziej niż twój blog xD
    No to tak, od początku :P Anayanna wydaję mi się takim emo xD nie wiem, wolałam jej cyniczne podejście do życia, a nie emoszenie xD Hidan jest z nią tak blisko, że wszystkie jej kroki są dla niego przewidywalne – to jest miłość xD w tym pokoju hotelowym… martwe dziwki, popękane kręgosłupy, leżenie w kałuży krwi… fuj… fuj, fuj, fuj xD no, ale ich to jara, nie będę oceniać xD te teksty Any, żeby Hidan nie spodziewał się wdzięczności, no kurde! xD mogłaby się jednak przełamać, jak nie słowem to ciałem niech mu podziękuję xD jak możesz trzymać Hidana w jakimś celibacie? Ana mu nie da, ale dziwki mu zajebie, no wstydziłaby się xD w ogóle ten tekst z pałeczkami, jako „symbol nas” ja pierdolę, ja pierdolę, ja pierdolę! Boskie *oo* tak, kolejny raz nalegam by oni byli razem xD jebać Itachiego, Hidan rządzi xD
    Co do Naruto i Mii, to to było takie kochane <3 jak ją zwyzywał i próbował udusić xD z tym niedźwiedziem skojarzyła mi się pewna piosenka, którą dała mi przyjaciółka „bo kojarzy jej się ze mną”=,= a tam tekst „gdy będzie chciał mnie pożreć niedźwiedź z tobą nie boję się” WTF XD mam dziwnych znajomych xD wracając x) Mia na serio miała chujowe żyćko, ale chyba każdy Jinchuuriki nie miał najlepiej… chociaż nawet nie mając w sobie bestii była takim popychadłem :/ w sumie zbytniej różnicy nie ma… w ogóle chyba pobiła Hidana w „Najdłuższy Monolog Ever” xD Jak Naruto zaczął chrapać na tym fotelu to myślałam, że jebnę całą sobą, ale to było takie prawdziwe xD a potem to ‘żartowałem’ i czuły buziaczek <33 Kjut <333
    No to tyle, trochę krótko… kolejny powód do wstydu :(
    W każdym razie, uparcie czekam na następny rozdział ^^
    życzę w pizdu weny, pozdrawiam ;*

    PS: Na dniach spodziewaj się maila ode mnie :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Zochan jak zwykle komentuje w dniu dodania notki, jak zwykle na czas! xDDDDD A tak serio to przepraszam, że tak późno.
    Serio już rok? Mam nadzieję, że blog przetrwa kolejny rok ^^ najlepiej kilka lat ^^
    Ej, bo ja tu wyczuwam big love, kolejną xD Tylko tym razem nie Itasia z Aną, tylko Hidana z Aną. :o Wszystko idzie w tym kierunku.. Wgl dawno nie wspominałaś nic o Itachim :c Troszq smuteczky.
    Ta rozmowa Naruto z Mii była cudowna i taka słodka. A najlepszy koniec, kiedy Mi wrzasnęła na Uzumakiego, no i potem ten pocałunek. Ach i och <3 ;3
    Cóż, życzeń świątecznych ci już nie złożę, ale wszystkiego najlepszego na nowy rok! Zdrowia, szczęścia, pomyślności, a przede wszystkim weny! xD :3

    OdpowiedzUsuń

Mile widziane wszelkie sugestie, pochwały, nagany i ogólnie Wasze opinie na temat bloga. Bardzo miło jest przeczytać, że ktoś docenia moją pracę i wyraża to w komentarzu, dlatego za każdą notkę szczerze dziękuję ;3