Właściwie nie było w tym nic dziwnego. Zaczęli wędrować na
dobre, zatrzymując się tylko późnym wieczorem pod jakimś drzewem, przebywać ze
sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę, ciągle obok siebie. To po prostu nie
działało. Wszystko co razem przeszli, wszystko co ich połączyło odchodziło w
niepamięć, przysłaniane przez sprzeczki i kłótnie. Wystarczyło, by wiecznie
marudzący Hidan wypowiedział jedną uwagę za dużo, by rozpętać między nimi
prawdziwe piekło. Wystarczyło, że Anayanna rzuciła swoim zwyczajem kilka
kąśliwych uwag pod jego adresem, a rzucali się sobie do gardeł.
Siedzieli na przeciwko siebie, po dwóch stronach ogniska.
Otaczał ich zbity krąg drzew, a trawa pokrywająca małą polankę na której
odpoczywali była wilgotna od wieczornej rosy.
Hidan grzebał palcem przy ciągle krwawiącej ranie na barku,
z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Wiesz, nic z tego nie będzie – odezwał się cicho.
- Z czego?
- Z nas. Nie umiemy żyć ze sobą na co dzień, nie
funkcjonujemy w ten sposób.
Porozumiewamy się tylko w obliczu śmiertelnego zagrożenia, albo gdy
jedno z nas jest tak wykończone, na głowie czy ciele, że nie ma nawet siły żeby
próbować zabić tego drugiego.
- Nie szkodzi – Hidan poderwał głowę, słysząc jej beztroski
ton, odrobinę zawiedziony bo jednak myślał, że coś dla niej znaczy. – Chodzi mi
o to, że to nie jest ważne. Nie musimy się obnosić z tym, że jesteśmy dla
siebie ważni, spędzać wieczorów na pogaduszkach, ani udawać przyjaciół.
Przecież nie jesteśmy nimi, to jest.. coś innego. Wystarczy, że będziemy
pamiętać, że w razie czego możemy na siebie liczyć. Ja nie zapomnę nigdy i
poczekam na te lepsze czasy, kiedy przestaniesz wkurzać mnie każdym swoim
słowem i łatwiej będę znosiła twoje towarzystwo. To nam wystarczy Hidan, nie
wypalimy się, bo nie pozwolimy temu uczuciu płonąć.
Milczał chwilę, wyraźnie zamyślony. Przez swoją nieuwagę
znacznie poszerzył ranę, tak że świetle ogniska błyszczało świeże mięso,
wystające zza poszarpanych brzegów.
- Nikt nie musi wiedzieć, że przez przypadek staliśmy się
dla siebie kimś więcej – kontynuowała Anayanna. – Ani, że nie jesteś tylko
pustym opakowaniem zaprogramowanym na śmierć i seks, a kimś lepszym. Ani
tym bardziej o tym, że prawie umarłam i potem prawie się załamałam, a ty mnie
uratowałeś. Wchodzisz w to? – spytała, gdy nie skomentował jej słów.
- Jak się wypniesz to wejdę.
Jego oczy rozbłysły złośliwie, a na usta wkradł się paskudny
uśmieszek. Anayanna zachichotała, zdając sobie sprawę, że przed misją, za
podobną uwagę pewnie próbowałaby oderwać mu głowę.
Ulga która ich ogarnęła, była wręcz namacalna. Przestali się
dusić w swoim towarzystwie i czekać na potknięcie tego drugiego, żeby wyładować
ciążące emocje. Niewypowiedziane słowa nie drapały ich w gardła, bo wszystko
zostało już uporządkowane i wyjaśnione.
Hidan po staremu wygłaszał swoje niewybredne uwagi, a
Anayanna udawała rozgniewaną, choć tak naprawdę miała ochotę wybuchnąć
śmiechem. Nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się obok siebie i po prostu
rozmawiali, od czasu do czasu wrzucając pojedyncze gałązki do ognia.
Noc zapadła już całkowicie, ciężkie chmury przykryły
szczelnie niebo, a las wypełnił się
odgłosami zwierząt, które dopiero po zmroku budziły się do życia. Nagle przez
głos Hidana i pohukiwanie sowy przedarł się inny dźwięk, zupełnie nie pasujący
do dzikiej okolicy. Anayanna błyskawicznie poderwała się do pionu i klepnięciem
w ramie dając znak Hidanowi, wskoczyła na grube gałęzie drzewa stojącego
najbliżej.
- O proszę cię – dobiegł ją z dołu kpiący głos Jashinisty. –
Będziesz czekać w bezpiecznej kryjówce aż pokaże się przeciwnik, a potem
zrobisz mu niespodziankę? Jak tchórzliwie.
Hidan nie był rozważny, rozsądny ani tym bardziej roztropny.
Kiedy wyszkolony shinobi wyczuwał zagrożenie, instynktownie szukał bezpiecznego
miejsca do obserwacji, by ocenić siły wroga i zyskać przewagę dzięki efektowi
zaskoczenia. Hidan nie był wyszkolonym ninja. Był zwierzęciem, które zabijało
dla własnej uciechy. On nigdy nie wyczuwał zagrożenia, walka była dla niego
zabawą, a jego instynkt podpowiadał mu tylko jedno. Brutalne morderstwo.
Anayanna słyszała plotki, że nigdy nie ukończył Akademii Ninja, a swoją opaskę
z przekreślonym symbolem Yugakure zdarł z jednego z trupów, podczas demolowania
rodzinnej wioski.
Hidan porwał spod drzewa swoją kosę i z szerokim uśmiechem
oczekiwał przybycia gości. Anayanna przykucnęła wysoko na gałęzi i spokojnie
oczekiwała na rozwój zdarzeń.
Nagle na polanę wdarła się szóstka ninja. Widać było, że
doskonale zdawali sobie sprawę z ich obecności, każdy z nich nadbiegł z innej
strony, otaczając Hidana, który na ich widok wyraźnie się rozpromienił. Shinobi
ubrani byli w standardowe mundury Konohy, a ich twarz zakrywały maski ANBU.
Kilkanaście metrów nad nimi Anayanna zacisnęła ręce na
gałęzi, doskonale rozpoznając ich chakry. Piątka z nich należała do oddziału,
którego kiedyś też była członkiem i miała przejąć nad nim dowodzenie. Nie
doszło do tego, bo musiała wracać do swojego kraju, ale najwyraźniej drużyna
dostała innego kapitana. Jego chakrę też mgliście znała, ale tylko dlatego, że
długo przebywała w Wiosce Liścia. Nie umiała jej przypasować do żadnej twarzy.
Nie wiedziała jeszcze, co czuje w związku z pojawieniem się
jej starych znajomych. Czy będzie umiała ich zabić? A może nie stanowi to dla
niej żadnej różnicy?
Hidan rozpostarł szeroko ramiona w powitalnym geście, jakby
próbował ich wszystkich utulić.
- Gdzie osoba, która ci towarzyszyła? – odezwał się grubym
głosem ten, którego Anayanna oznaczyła jako nowego kapitana.
- A bo ja wiem? Włóczy się gdzieś po lesie, pewnie próbuje
zagadać do jakiegoś dzika, czy innej gadziny.. Ten typ tak ma.
Kapitan skinął ręką na shinobi po swojej prawej, a on wyjął
z kieszeni latarkę i poświecił nią prosto w twarz Hidana. Jashinista zaklął
zaskoczony i zmrużył oczy. Dowódca nie przejmując się jego wyzwiskami odwołał
podwładnego, a po wyłączeniu latarki polanę znowu oświetlało tylko ognisko.
- Pasujesz do rysopisu, jesteś więc jednym z ninja, którego
poszukujemy. Jesteśmy oddziałem siódmym, odpowiedzialnym za znalezienie i
sprowadzenie do Konohy shinobi z Kirigakure,
w celu przesłuchania. Poczekamy tutaj na twoją towarzyszkę, czy wolisz poszukać
jej po drodze?
W odpowiedzi Hidan posłał mu głupawy uśmieszek, ale zaraz,
jakby nie mógł się powstrzymać, zarechotał głośno i drwiąco
- Eee jeśli myśli pan, że ja ten.. oddam się w wasze ręce..
dobrowolnie i grzecznie pójdę do waszej cholernej wioski.. – Hidan schował
twarz w dłoniach i zaśmiał się szaleńczo. – No wyjaśnijmy sobie coś koleś.. –
tak szybkim, że prawie niewidocznym ruchem dobył kunai i rzucił nim w Kapitana.
Ostrze zatopiło się w jego brzuchu. – Żebyś się kurwa nie pomylił..
Ciało mężczyzny z głośnym pyknięciem rozpłynęło się w
kłębach dymu i to samo po chwili stało się z jego podwładnymi, kiedy Hidan w
przypływie furii porwał z ziemi kilka kamieni i celnie trafił każdego z nich.
- Pierdolone tchórze! Wyłazić skoro chcecie mnie zaprowadzić
do Konohy, zobaczymy czy dacie rade!
Anayanna, siedząc spokojnie na drzewie, załamywała ręce nad
jego zachowaniem, gdy miotał się po polanie wyraźnie wściekły. Już prawie
zdążyła zapomnieć, że przecież ma do czynienia z niezrównoważonym psycholem.
Wyszkolony oddział ANBU oczywiście nie dał się sprowokować
głupawymi okrzykami, nawet jeśli Hidan z zapałem obrażał ich matki, babki i
całe rodziny, do kilku pokoleń wstecz.
W końcu zaatakowali.
Przez kilkanaście minut Anayanna obserwowała, jak toczą
między sobą zaciętą walkę. Hidan był skuteczny i efektowny, stawiał na brutalną
siłę, a dzięki swojej nieobliczalności miał zwykle przewagę, bo trudno było
przewidzieć jego następny krok. Atakował wściekle, czasami dziwacznie i bardzo
kreatywnie, a wszystko po to by zadać przeciwnikowi jak najwięcej obrażeń.
Jeśli jednak przeciwnik posiadał wyższy poziom inteligencji niż przeciętny,
mógł wymyślić dobrą taktykę. Tak było właśnie w tym przypadku. ANBU atakowali w
dwójkach, wyskakując nagle zza drzew w różnych częściach lasu. Gdy Hidan
parował kosą atak napastnika z przodu, kolejny zamierzał się na niego od tyłu.
Wymieniali się co chwilę, tak żeby żaden nie spędził na polanie zbyt dużo czasu
i nie wykorzystał za wiele chakry.
Ale Hidan był Hidanem, a jego głównym atutem była
nieśmiertelność. Nieważne jak pomysłowo atakowali przeciwnicy, ani jakich jutsu
używali, w końcu trzech z nich było martwych.
Paskudnie okaleczone trupy leżały na gołej glebie, bo jeden
z członków oddziału świetnie posługiwał się katonami. Wsparł się dodatkowo ich
ogniskiem, więc w krótkiej chwili wielki, płomienisty smok spalił całą
roślinność na polanie i osmolił drzewa dookoła. Na Hidanie nie zrobiło to
jednak wrażenia i kilka sekund później ten sam mężczyzna dołączył do swoich
dwóch, już martwych towarzyszy.
Reszta oddziału rzuciła się na Jashiniste w momencie, gdy
ten był w trakcie rozkoszowania się kolejnym, małym zwycięstwem. Kobieta
zgrabnym kopnięciem wytrąciła mu z dłoni kosę, a jej kompan unieruchomił
wszystkie kończyny Hidana w twardej skale, która nagle wyrosła z podłoża. Kapitan
podszedł do niego od frontu, uzbrojony jedynie w kunai i przekonany
najwyraźniej o ich zwycięstwie. Wszyscy ocaleli nosili na sobie wyraźne ślady
walki i z bólem patrzyli na swoich poległych sprzymierzeńców. Stracili czujność
i Anayanna była tym bardzo rozczarowana. Gdyby ona była ich kapitanem, nigdy by
nie dopuściła do takiego niedopatrzenia. Ale na to za późno.
Skoczyła w dół, gdy kapitan miał zamiar najwyraźniej coś
powiedzieć. Szczęściem znajdował się dokładnie pod gałęziami, na których
wcześniej siedziała. Wylądowała na jego plecach, a on zachwiał się,
przygnieciony nagłym ciężarem. Zanim zdążył upaść, skręciła mu kark i zgrabnie
zeskoczyła na ziemię.
Kobieta i mężczyzna byli w wyraźnym szoku, dobyli broni i
przyjęli pozycje obronny. Anayanna jednak zignorowała ich obecność, podeszła do
Hidana i zacmokała z dezaprobatą.
- Tak dać się zrobić.. trochę frajersko nie sądzisz?
- Stul się – odwarknął, ale na jego wargi wypłynął krzywy uśmieszek.
Anayanna kilkoma silnymi ciosami, rozjarzonej czerwienią
dłoni, skruszyła skałę, a Hidan roztarł zdrętwiałe nadgarstki. Więcej czasu na
pogaduszki im nie dano, bo przeciwnicy otrząsnęli się z zaskoczenia i
zaatakowali. Kobieta natarła na Anayanne używając taijutsu, więc przez chwilę
wirowały dookoła siebie, zadając pojedyncze ciosy i raczej unikając zwarcia.
Kątem oka Ana widziała, jak Hidan uderza głową mężczyzna o drzewo i dusi go, aż
tamten wybałusza oczy, puchnie na twarzy i wiotczeje. Odrzucił jego truchło ze
wstrętem, na ciała jego poległych towarzyszy.
Prawie w ostatniej chwili Anayanna odchyliła się do tyłu, a kunai
przeleciał kilka centymetrów nad jej twarzą. Straciła równowagę, więc musiała
podeprzeć się rękami i wyrzucić nogi w górę, robiąc salto. W tym czasie Hidan
dorwał kobietę i zamierzył się na nią swoją kosą. Niewiele brakowało by
kunoichi skończyła bez głowy, gdy Anayanna chwyciła trzon, unieruchamiając
broń.
- Co ty odpierdalasz? – warknął Hidan, spoglądając na nią
przez ramię.
Ana nie odpowiedziała, odpychając jego rękę i podchodząc do
kobiety. Była wyczerpana, nie miała już broni ani chakry. Jakimś cudem maska
przedstawiająca jelenia ciągle tkwiła na jej twarzy, ale do czasu. Anayanna
zerwała ją jednym ruchem, rzuciła na ziemię i skruszyła, celnym uderzeniem
buta. Potem podniosła głowę i odgarnęła włosy, by kunoichi miała dobry widok na
jej twarz.
Starczyło kilka sekund, a pomimo czarnych włosów i
czerwonych oczu, kobieta ją rozpoznała. Anaynna widziała to po nagłym
rozszerzeniu jej źrenic, bladości i drżeniu ciała.
- Ana-hime.. niemożliwe – wyszeptała, a Anayanna z
roztargnieniem pomyślała, że dawno nie słyszała tego zwrotu. W Akatsuki nikt
nie traktował jej z takim szacunkiem jak w Konosze, tam mieli gdzieś jej
pochodzenie.
- Hej B..
- Nawet się nie waż! – kobietą targnęła nagła furia, w
momencie gdy Ana miała wypowiedzieć jej pseudonim, nadany lata temu i używany
tylko w ich oddziale. Przywoływał wiele wspomnień i Anayanna nie zdziwiła się,
widząc jej reakcję. – Jak mogłaś.. oni wszyscy.. Jak mogłaś ich zabić?! – brodą
skinęła w kierunku nieżywych mężczyzn, jej twarz błyszczała od łez.
- Przecież to nie ja – odparła spokojnie Anayanna.
- Ale.. pozwoliłaś mu na to! – rzuciła pełne nienawiści
spojrzenie Hidanowi. – Byli twoimi towarzyszami, przyjaciółmi..! Na ilu misjach
byliśmy razem.. treningach.. A ty patrzyłaś spokojnie jak on ich mordował i nic
nie zrobiłaś! Zabiłaś kapitana i masz zamiar zabić mnie! Stałaś się potworem,
mordercą, podczas gdy cała Konoha zachodzi w głowę co się stało, Hokage ciągle
wysyła ekipy poszukiwawcze, a wszyscy.. wszyscy chcą cię ocalić! - wpadła w prawdziwą histerię, krzycząc,
roniąc łzy i szlochając rozdzierająco. Anayanny to nie dziwiło, zawsze była
uczuciowa i wrażliwa. – Gdybyś wiedziała co działo się w wiosce po twoim
porwaniu.. nie stałabyś tu tak spokojnie. Oni cierpieli Ana, twoim
przyjaciele.. Hatake.. Kami-sama gdybyś zobaczyła wtedy Kakashiego, cholera nie
patrzyłabyś na mnie w ten sposób! Zdrajca! Gdybyś była w niewoli.. gdyby cię
więziono, tak jak podejrzewaliśmy.. ale nie.. Ty chodzisz jak gdyby nigdy nic
po świecie i mordujesz byłych znajomych..
Nienawidzę cię, zasługujesz na śmierć!
Głowa kobiety gwałtownym ruchem odwróciła się w bok, kiedy
Anayanna wymierzyła jej siarczysty policzek.
- Żałosne – oznajmiła lodowatym tonem. – I ty należysz do
elitarnego ANBU? Prawdziwy shinobi powinien umieć ukrywać swoje emocje, szanuj
się dziewczyno. Nic nie wiesz, a jeszcze mniej rozumiesz – wycedziła, chwytając
jej podbródek i wbijając w niego boleśnie paznokcie. Szarpnięciem zmusiła ją do
patrzenia w swoje płonące gorączkowo oczy. – Nie zabiję cię, chociaż
najchętniej obdarłabym cię ze skóry. Przydzielam ci misję, wyobraź sobie, że
jednak nie wyjechałam i jestem teraz twoim kapitanem. Nie toleruję
nieposłuszeństwa, bezmyślności ani panikowania. Spokojnie wrócisz do wioski i
przekażesz im moje słowa. Tak, stałam się potworem i mordercą. Niech Hokage
przestanie marnować ludzi na bezmyślne wyprawy poszukiwawcze, niech przestaną
się martwić, wyczekiwać i rozmyślać. Niech Kakashi.. weźmie się w garść, bo nic
już nie będzie takie samo. Tak, chodzę po świecie i morduję znajomych – puściła
jej twarz i sięgnęła po rękę Hidana. Zdarła z jego przedramienia czarny
materiał, którym opatrzył ranę po jednej z ich niedawnych potyczek. Jego
wewnętrzna strona była zakrwawiona, ale jej chodziło o kawałek czerwonej
chmury, z białym obramowaniem. Materiał był strzępkiem jej płaszcza, reszta
przepadła podczas licznych walk. Rzuciła go kobiecie. – Nienawidzę siebie i
tak. Zasługuję na śmierć.
Odwróciła się i ruszyła w stronę lasu, po chwili dołączył do
niej Hidan. Na skraju polany spojrzała przez ramię na kunoichi. Była tak
osłabiona po walce, że teraz kiedy adrenalina powoli opuszczała jej ciało,
opadła na kolana i skuliła się, przyciskając do siebie kawałek płaszcza.
- Akatsuki.. – wyszeptała zduszonym głosem.
- Żegnaj Akino.
*
Długo nie wędrowali, oddalili się tylko o jakieś dwa
kilometry od polany. Hidan krwawił z wielu miejsc, więc postanowili zrobić
postój na resztę nocy, której zresztą też było już niewiele. Anayanna otworzyła
apteczkę, którą zabrał jednemu z trupów i wygrzebała z niej potrzebne
przyrządy. Rana, jeszcze niedawno z nudów rozgrzebywana przez Hidana, ciągnęła
się teraz na kilkanaście dobrych centymetrów i bez ustanku krwawiła. Wymagała
zaszycia, bo Anayanna nigdy nie praktykowała medycznego jutsu i nie znała na
nią innego sposobu. Odkaziła ją, a potem nawlekła igłę i nierównymi szwami
zaczęła łączyć poszarpane brzegi.
- Widzę, że spuściłeś z tonu – zauważyła z rozbawieniem, bo
Hidan od kilku minut zaciskał zęby i pięści. Ten rodzaj bólu nawet dla niego
nie był przyjemny.
- Spuścić to ja ci
się mogę na.. – odparł przekornie mimo wszystko, ale nie dokończył bo Anayanna
wcisnęła mu bandaż do ust.
- Nie kończ bo możesz zaraz nieodwracalnie stracić zdolności
rozrodcze..
Po opatrzeniu wszystkich ran oparli się o drzewa i zapadli w
płytkie drzemki. O świcie ruszyli dalej, siedziba była już coraz bliżej.
*
- Bogowie to była najdłuższa misja w całym moim życiu..
nigdy więcej – Anayanna oparła się o głaz, na którym w dniu rozpoczęcia zadania
czekała na Jashiniste.
- Ile nas nie było?
Anayanna zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią.
- Coś około miesiąca.. może trochę ponad.
- Rudy nas zje – oświadczył Hidan, kiwając powoli głową. –
Albo pewnie myśli, że już dawno zginęliśmy i nas olał. Może nawet zdążył
znaleźć jakieś zastępstwo?
- Nie dramatyzuj, zaraz się dowiemy.
Anayanna wykonała kilka pieczęci i stanęli przed otwartym
wejściem do pieczary, biorąc głębokie wdechy.
- Wiesz.. – zaczęła – pomimo wszystko.. a jest tego naprawdę
dużo.. było fajnie. Dzięki.
- Weź bo się wzruszę.
- Chciałabym to widzieć.
- Spoko było cię nie nienawidzić przez chwilę. Do
zobaczenia kiedyś - szarmanckim gestem
zaprosił ją do środka, ale gdy zrobiła krok odepchnął ją lekko i sam wrył się
do korytarza. – Bez przesady – krzyknął jeszcze przez ramię.
Anayanna zaśmiała się pod nosem, ruszając za nim. Wreszcie w
domu. Przechodząc koło salonu słyszała ożywione rozmowy zebranych i wrzask
Hidana ‘KAKAZU SKARBIEEE! NIGDY WIĘCEJ NIE OŚMIELĘ SIĘ NA CIEBIE NARZEKAĆ,
TYLKO NIE ZOSTAWIAJ MNIE NA PASTWĘ TEJ WARIATKI! TAK TĘSKNIŁEEEM..!’ Odpowiedzi
Kakazu nie dosłyszała, ale pewnie nie była aż tak entuzjastyczna. Olała Lidera,
bo wiedziała, że Hidan z nim porozmawia. Pewnie jego wywód będzie mocno
podkoloryzowany, ale sprostuje go innym razem. Teraz chciała zrobić coś innego.
Wędrując znajomymi korytarzami czuła jak zalewa ją fala
nostalgii. Nie tęskniła za tym miejscem ani jego mieszkańcami podczas misji, ale kiedy w końcu się tutaj
znalazła.. zrozumiała jak bardzo jej wszystkiego brakowało. A gdyby wtedy
jednak umarła..
Dlatego w potarganych ciuchach, roztrzepanych włosach,
zmęczona i wykończona, poszła prosto do pokoju Itachiego. Dlatego od progu
zrzuciła z siebie coś, co kiedyś było czarną suknią i nie protestowała, kiedy
zimne dłonie zaczęły krążyć po jej ciele, a gorące usta dotknęły jej własnych.
Bo gdyby jednak wtedy umarła.. w piekle miałaby czego żałować.
_____________________
Tamtaratam taaaaam! Oto i powrót do siedziby!
Sama nie dowierzam, że misja która była takim spontanicznym pomysłem, rozciągnęła się na ponad dziesięć notek, oh god ;__; ale nie narzekam, bo to zmieniło całą koncepcję opowiadania i otwarło mi oczy, na cukierkowość do której wcześniej miałam słabość.. Nigdy więcej!
Nie zdążyłam na tym blogu złożyć wam życzeń nowo rocznych, ale mam nadzieję, że po udanym Sylwestrze dobrze wam się powodzi ;D i oby tak było przez cały nadchodzący rok!
Kocham was ♥
Rozdziaaał! I to jeszcze jaki przepiękny!♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńWiesz co, zastanawiałam się jak dalej ułożysz losy Hidana i Any. No bo to przecież Hidan - głośny, seksistowski gbur i to przecież Anayanna - psychopatyczna, sarkastyczna laska. I chociaż strasznie mi się podobała ta więź, którą między nimi zbudowałaś, to myślę że dobrze "wybrnęłaś". Dalej będą się nienawidzić, ale jednak jakoś mniej i będą pamiętać.
Szczerze to myślałam, że Ana poczuje jakiś smutek, wahanie, ale jednak prawdziwy czarny charakterek. :3
" Wyszkolony oddział ANBU oczywiście nie dał się sprowokować głupawymi okrzykami, nawet jeśli Hidan z zapałem obrażał ich matki, babki i całe rodziny, do kilku pokoleń wstecz." Haha, Hidan ♥
A ja sądziłam, że ta misja trwała o wiele dłużej niż miesiąc, ale lider i tak może się wściec. Zwłaszcza, że zapewne nie dowie się o tym, że Ana prawie zginęła.
Ostatnia scena, jeeej! Itachiego tak długo nie było, a jak powrócił to w wielkim stylu!
Ogólnie zachwycam się nad Twoim stylem, ale to już wiesz.
To weny życzę, pomysłów, żeby 32 był szybciej i ogólnie pozdrawiam ;*
ajajajaj, przepraszam, że się nie odzywałam, nie komentowałam, ale pamiętaj, że ja jestem ;3 Trochę sporo mi się tego no nałożyło i jeden rozdział nawet i tydzień czytałam, a o komentowaniu nie wspomnę. Przepraszam i postanawiam poprawę.
OdpowiedzUsuńŁadnie wybrnęłaś z tej całej sytuacji. Zastanawiające jak ich losy będą dalej wyglądać. Słodka i trochę smutnawa ta scena na początku. Myślałam, że Anayanna jakoś tego no... nie wiem, ale wiesz o co mi chodziło :P
Hahahahah najlepsze było wyzywanie naszego białaska. Po prostu humor poprawiony w 100%! Dzięki wielkie. "Wyszkolony oddział ANBU nie dał się sprowokować..." hahahahaha <333 boskie ^ ^
Przy okazji chciałabym cię serdecznie zaprosić na mojego nowego bloga oraz grupowca. Naprawdę polecam, bo ja się bawię świetnie. ^ ^
Dużo weny!
Radość, bo rozdział. :D Bardzo, ale to bardzo rozwalił mnie tekst : "Rudy nas zje.". Tak po prostu. I okrzyk Hidana do Kakuzu, jej! *.* Smyku się ogarnia. Już lepiej. xD Jakoś tak nawet nie poruszyła mnie ta jakże zajebista końcówka. Te dziesięć rozdziałów przeznaczonych na tą misję naprawdę zmieniły fabułę bloga. No, nic. Czekam na Anayannę i Łasicę, bo wiem, że jak tylko coś o nich poczytam to moja miłość do nich znowu wybuchnie. Także, do następnego rozdziału, bo te mojej obiecanki-cacanki o nowych rozdziałach raczej się nie spełnią. Znaczy jeden chyba dodam, ale uświadomiłam sobie, że we wtorek do szkoły, ja nic się nie uczyłam, a 7 sprawdzianów się nie napiszą się same. SHIT ON SCHOOL. To do usłyszenia :D <3
OdpowiedzUsuńłał! super odzinek! tego sie nie spodziewałam... w każdym razie żal mi troszke kakashiego... ale jestem pewna że wymyślisz jakieś jego spotkanie z Anaynną :D no i Itaś... mrrr ;3 to lubie! w każdym razie zastanawiam sie jakby wyglądała sytuacja w której Ana znów stała się sobą... w sensie tą uroczą blondynką. Ciekawe jakby zareagowali... :) no cóż, ciąg dalszy zostawiam tobie. Mam nadzieje że kolejny odcinek będzie szybko! <3
OdpowiedzUsuńNo siema ^^
OdpowiedzUsuńZmartwychwstałam i postanowiłam odwiedzić twojego bloga. Po pierwsze dziękuje za wszystkie komentarze które zostawiłaś na moim blogu mimo braku odzewu z mojej strony. Jestem ci za to naprawdę wdzięczna :D
Dobra koniec tego wstępu.
Chciałam przede wszystkim powiedzieć ci że zaskoczyłaś mnie bardzo bo twój styl zmienił się na przestrzeni tych kilku rozdziałów wręcz niesamowicie ^^ Na prawdę bardzo podobała mi się ta koncepcja z demonem i cała misja która rzeczywiście trzymała w napięciu a jeszcze na dodatek smaczku dodawały rewelacyjnie prowadzone dialogi między bohaterami ^^
Ciekawie rozwinęłaś znajomość między Hidanem a Aną, nic nie było przesłodzone wszystko to działo się stopniowo, nie było nagle fajerwerków i miłości tylko krew która ich pojednała i to według mnie wyszło ci także bardzo dobrze.
Końcówka upragniona, szkoda tylko że taka krótka, ale to nie jest blog z henaticami więc się nie czepiam poza tym zbytnie rozwodzenie się w tym wypadku mogłoby stać się nudne XD
Pozdrawiam i czekam na nn :D
Nie wiem gdzie to napisać, więc napiszę tutaj xD Już możesz mi podesłać swoje zamówienie ;) mój e-mail: ceep.calm.and.love.naruto@gmail.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Komentarz będzie krótki, ale pisany z serca :P Mam dużo zaległości i chcę to jak najszybciej nadrobić :)
OdpowiedzUsuńOMJ xD Szkoda, że jednak zakończyłaś miłostkę Any i Hidana, ale wiesz co? Powinno mi się wydawać, że zakończyłaś to za szybko, a w ogóle nie miałam takiego uczucia – brawo dla ciebie :D w sumie fajnie to rozegrałaś, że ich ciągłe kłótnie pozostawiają zbyt wiele do życzenia x) dojrzałe, że „zerwanie” było w imię zgody obojga z nich xD Chociaż Ana, nigdy nie uważała że byli razem, a Hidan no cóż xD ale to jej „nie szkodzi” mnie rozwaliło na maxa xD ale to z wypięciem się, też dobre xD do takich zwykłych pytań zawsze znajdzie się jakieś zboczone nawiązanie xD już nie można normalnie konwersować w tym zboczonym kraju xD
Walka, walka, walka ^oo^ I lovin it xD zajebiście opisałaś Hidana, tak prawdziwie, bo aż mi się przypomniała jego walka w anime i taki zonk nastał xD wypowiadałaś, jak w danej chwili się zachowuje, a ja „o, faktycznie… o, faktycznie… o, faktycznie” XD fajnie też poprowadziłaś te walkę, że nie zrobiłaś z niego jakiejś cipki, tylko no zjebał przez własną głupotę xD lecz Ana przyszła z odsieczą ;D No tym razem nie ją muszą ratować xD ale ta laska, co na nią z ryjem wyleciała… wow xD jednak odpowiedź Any była boska, może taka trochę upadła, ale wzbudzała zajebisty klimat ^^ i dała taki znak o sobie :D Przynajmniej tyle, ale ciekawe jak w Konosze to przyjmą? :)
No i powrót ;D ach ten Hidan, nie przepuścił jej w drzwiach, co za ludź xD i pierwsze co to czułe powitanie z Kakuzu xD no sweet, fuckin sweet ;D ;D natomiast Ana wpadła w ramiona Itachiego *oo* podoba mi się to stwierdzenie, że w piekle miałaby czego żałować *oo*
No to tyle z mojego komentarza, spieprzam nadrabiać :P
Zajebiste było, czekam z niecierpliwością na next’a
Trzymaj się ;* Pozdrawiam ;* Weny ;*
kiedy następny? coś długo cie nie ma a mnie zżera ciekawosć dalszych losów Any! <3
OdpowiedzUsuńHej, wysłałam Ci wiadomość na e-mail, prosiłabym o odpowiedź ;)
OdpowiedzUsuń