24 grudnia 2012

Rozdział 7


   Minął tydzień od pamiętnej imprezy. Każdego dnia czas spędzała na spotkaniach z przyjaciółmi i obserwowaniu treningów młodych chuuninów. Czasami nawet brała w nich udział, ale tylko walcząc z dziewczynami. Chłopcy niesamowicie wzbraniali się przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu, bojąc się zrobić jej nawet minimalną krzywdę, chociaż biorąc pod uwagę jej moc, było to niemożliwe. Te tłumaczenia, oraz fakt, że przecież jest kunoichi, na nic się nie zdawały, więc mogła siedzieć tylko z boku i czasem ich instruować. Humor poprawiał jej widok umięśnionych, męskich sylwetek bez koszulek, szczególnie Kiba prezentował się interesująco. Nawet podczas walk posyłał w jej stronę ukradkowe spojrzenia, sprawdzając czy na niego patrzy. Patrzyła. Miała do młodego Inuzuki dziwną słabość.
   Zawsze po treningu pozwalał opatrzyć jej swoje rany, nawet te małe i nieszkodliwe. Wszystko żeby tylko poczuć jej ręce i delikatny dotyk na swoim ciele. To dawało o wiele lepszy skutek od wszelkich maści i plastrów.

***

   Przyglądał się jej spod lekko zmrużonych powiek. Był straszny upał. Właśnie skończył pojedynek z Naruto, a teraz siedział wygodnie na trawie opierając się z tyłu rękami. Blondynka ubrana w cienką, niebieską sukienkę, opatrywała długą i głęboką ranę na jego klatce piersiowej. Właśnie pochylała się nad nim by obwinąć go dookoła bandażem, nieświadoma, że jego wzrok spoczął na jej lekkim dekolcie. Trzepnęła go w tył głowy, chyba zagapił się odrobinę za długo. Ze śmiechem przeprosił i powrócił wzrokiem do jej twarzy. Od słońca, na bladych policzkach pojawiły się drobne piegi.
   - Boli? – Wpatrywała się w niego zatroskanym wzrokiem kończąc opatrywać ranę.
   - Już nie. – Uśmiechnął się szeroko odgarniając zagubiony kosmyk blond włosów za jej ucho.

***

   Przez większą część czasu była beztroska i nie miała żadnych zmartwień. Jednak akurat teraz musiała sobie coś przemyśleć. Spacerowała po lesie szukając miejsca w którym przesiadywała gdy była dzieckiem. W końcu dotarła na miejsce. Mała polana pełna kolorowych kwiatów, z trzech stron otoczona grubym murem lasu, a z czwartej jeziorkiem o krystalicznie czystej wodzie. Pamiętała, że jako dziewczynka przychodziła tu kiedy chciała pobyć trochę samotnie, czuła się w tym miejscu bezpiecznie, odcięta od innych. Jej mały zamknięty świat do którego tylko ona miała wstęp.
   Myślała o Kakashim i Kibie. Podczas swojego pobytu w wiosce do obydwu się zbliżyła i spędzała z nimi mnóstwo czasu. Wiedziała, że nie jest im obojętna i musiała zastanowić się co do nich czuje. Nie chciała grać na dwa fronty, ani dawać im złudnej nadziei. Kakashiego znała od dzieciństwa, dzielili mnóstwo wspaniałych wspomnień, podziwiała go za jego umiejętności. Był tajemniczy, rzadko udawało jej się zgadnąć o czym myśli. Emanował siłą i spokojem, czuła się przy nim bezpieczna. No i był przystojny i starszy od niej. Różnica wieku miedzy nią i Kibą wynosiła cztery lata. Inuzuka był jeszcze można powiedzieć dzieckiem, podczas gdy ona kobietą. Jednak czuła się przy nim wyluzowana, często dostawali napadów śmiechu i żartowali razem. Mogła też z nim o wszystkim porozmawiać. Był jak otwarta księga, łatwy do zrozumienia, energiczny i porywczy. Lekko jeszcze chłopięce  rysy twarzy i pewna dzikość w spojrzeniu dodawała mu uroku.
   Jej rozmyślania zostały gwałtownie przerwane. Czuła zbliżającą się do niej chakre. Przerażająco znajomą, nasilającą się z każdym przebytym w jej kierunku metrem. Drgnęła na myśl, że jej właściciel doskonale potrafi się kamuflować. Skoro tego nie zrobił to chciał by wiedziała o jego obecności. Chciał by czując zmniejszającą się miedzy nimi odległość, stawała się coraz bardziej przerażona. Wiedziała o tym i wiedziała też, że miał racje. Chwiejnie wstała i zaczęła przesuwać się powoli w kierunku ściany lasu, gdy zobaczyła po drugiej stronie majaczącą miedzy drzewami sylwetkę, jej plecy z głuchym stukniecie uderzyły o pień grubego dębu. Jej oddech przyspieszył, a na polane wkroczył mężczyzna. Miał czarne rozpuszczone włosy, chorobliwie bladą twarz i wężowe oczy z fioletowymi cieniami. Usta wykrzywione w pozbawionym wesołości, szyderczym uśmiechu. Zbliżał się powolnym krokiem, jak drapieżnik do swojej ofiary. Czując jej strach i niepokój poszerzył uśmiech, z jego gardła dobył się cichy, urywany śmiech. Zatrzymał się kilka kroków przed nią. Ostrożnie uniósł rękę w jej kierunku, zacisnęła oczy odchylając głowę.
   - Przecież nie zrobię ci krzywdy Dziecino. - Przypominający syk węża, lekko rozbawiony szept wydobył się z jego ust. Poczuła rękę na głowie. Rozchyliła powieki czując jak ręka mężczyzny gładzi jej włosy w prawie uspokajającym geście.
   - Dlaczego tu jesteś Orochimaru-sama? - Udało jej się wydusić bez zająknięcia. Nawet po jego okrutnej zdradzie nie mogła pozbyć się szacunku przy wypowiadaniu tego imienia.
   - Chciałem zobaczyć jak się miewa moja ulubiona uczennica. - Okrutny uśmiech znów wypłynął na jego wargi, ale w oczach pojawił się jakiś nowy błysk, jakby troski i czułości. Z niedowierzaniem pokręciła głową strącając jego rękę.
   - Zostawiłeś mnie. - Nie wiadomo skąd nagle zalała ją fala odwagi, oderwała się od drzewa i wysoko unosząc podbródek warknęła w jego kierunku. - Ufałam ci, kochałam cię jak ojca, a ty chciałeś mnie tylko wykorzystać! - Wspomnienia napłynęły ze wszystkich stron odbierając jej chwilowo zdolność mówienia.
   - Dziecino nie udawaj. - Jego uśmiech tym razem zawierał odrobinę rozbawienia. - Dobrze wiesz, że to są tylko kłamstwa, które wmówił ci Trzeci żebyś odwróciła się ode mnie. Dobrze wiesz, że z własnej woli nigdy bym cię nie zostawił w wiosce, ale musiałem uciekać. Wszystkie moje badania miały na celu twoje dobro. Chciałem uwolnić cię od pieczęci, którą naznaczyła cię starszyzna, uwolnić twoje prawdziwe oblicze, zamknięte głęboko w tobie przez tych bojaźliwych głupców. Bali się twojej potęgi i tego co jesteś w stanie im wszystkim zrobić. Wiem, że tak naprawdę zdajesz sobie z tego wszystkiego sprawę. Chce tylko i wyłącznie twojego dobra.
   - Dlaczego? - Zdołała tylko wydusić przez ściśnięte gardło. Nie sprecyzowała o co jej dokładnie chodzi ale wiedziała, że zrozumie. I faktycznie, uśmiechnął się blado a w jego oczach znowu zamigotało to uczucie.
   - Cóż skoro ty wobec mnie użyłaś określenia ojciec, to ja chyba mogę nazwać cię moją córką. Od kiedy pierwszy raz przybyłaś do wioski wiedziałem, że posiadasz niezwykłe umiejętności, a potem przekonałem się, że cała jesteś niezwykła. Z taką łatwością zaufałaś mi, a ja postanowiłem zaufać tobie. Dlatego przygotuj się. Jutro o zmroku przyjdę po ciebie. - Ponownie położył jej dłoń na głowie. – Córeczko. - Na twarz ponownie wypłynął zimny, szyderczy uśmiech. - Do zobaczenia.
   Odwrócił się i wolnym krokiem przemierzał polane, idąc do miejsca w którym się pojawił. Znowu wiedziała, że mógł po prostu zniknąć, w sekundę rozpłynąć się w powietrzu, nie zostawiając po sobie nawet najmniejszego śladu. Ale chciał żeby czuła jego obecność do momentu kiedy jej na to pozwoli. Wpatrywała się w jego oddalające plecy. Miała teraz idealną okazje żeby go zabić. Jeden celny ruch ręki i skończyłby na ziemi z olbrzymią dziurą przeszywającą na wylot jego ciało. A wtedy ona patrzyłaby jak z jego twarzy ulatuje życie, a wiecznie szyderczy uśmiech powoli ustępuje miejsca grymasowi niedowierzania. Kolejną rzeczą którą wiedziała było to, że nawet gdyby chciała to nie byłaby w stanie tego zrobić. Czuła bezsilność w całym ciele, kończyny odmówiły jej posłuszeństwa i zdawałoby się, że nie ma władzy nad żadnym fragmentem swojego ciała. Serce uparcie nie przestawało bić z zawrotną prędkością, napełniając żyły adrenaliną, usta drżały, a po policzku zaczęły płynąć łzy, głupie nogi nie utrzymywały już jej ciężaru i osunęła się po korze dębu na ziemie. Palce same powędrowały do góry bezwiednie szarpiąc włosy, klatka piersiowa unosiła się i opadała z rytm łkania, a z gardła wydobył się cichy urywany szloch. Tylko dlaczego płakała? Z bezsilności, własnej głupoty albo tęsknoty? Z faktu, że jutro pożegna się z Konohą, z ludźmi których kocha, zabrana przez człowieka którego naiwnie darzy wielką, dziecięca miłością, ale i równie wielką nienawiścią? Przez to, że wszystkie lata treningu stały się niczym, gdy nie mogła zaatakować największego wroga swojej wioski? Albo przez świadomość, że jutro właśnie ta wioska może zostać zniszczona przez jego ludzi? Odpowiedź była jasna - płakała przez to wszystko. Na dodatek nie miała pojęcia co teraz robić. Czy wierzyć Trzeciemu, który twierdził, że w Orochimaru nie ma już ani krzty człowieczeństwa i wszystko co robi to jego własne, egoistyczne pobudki, czy na odwrót - wierzyć człowiekowi, który przyznał się do tej odrobiny człowieczeństwa i to względem niej. Od zawsze traktowała go jak ojca ale nie wiedziała, że on darzy ją podobnym uczuciem. Nie znała rodzicielskiej miłości, król i królowa Kraju Łzy byli zawsze chłodni i wyniośli, ale czym ona jest jak nie poświeceniem się dla dobra dziecka? A jeśli wierzyć w jego słowa, on to właśnie robił.
   Przesiedziała pod drzewem cały dzień. Ani się obejrzała, a niebo zasnuła kotara ciemności, księżycowi brakowało jednego dnia do pełni, a gwiazdy wesoło migotały, jakby rozbawione jej bezsilnością. W końcu postanowiła. Powie o wszystkim Tsunade-sama, lepiej żeby shinobi byli gotowi na atak ludzi z Dźwięku, a jeśli walka będzie nieunikniona, odda się dobrowolnie w jego ręce. Tak żeby żadnemu z jej przyjaciół nie stała się krzywda.
   Z ułożonym planem, w miarę uspokojona i zawzięta pędziła przez ciemny las do siedziby Hokage. Szybko dotarła na miejsce i darując sobie grzeczności wpadła do gabinetu Tsunade. W pomieszczeniu znajdowała się, oprócz blondynki, Shizune stojąca za biurkiem koło swojej mistrzyni, o ścianę opierał się Jiraia-sama i Kakashi. Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na dziewczynę.
   - Dziecko co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - Saninka podeszła do niej z zaniepokojoną miną.
   Parsknęła cicho pod nosem. Ducha, doprawdy. Rzeczywistość była o wiele gorsza. Obecni spojrzeli na nią zatroskani jej dziwnym zachowaniem.
   - Ja.. - Zająknęła się, mówienie o tym było jeszcze trudniejsze niż myślenie, spróbowała jeszcze raz - No.. - Westchnęła a jej ciało zaczęło drżeć, w oczach zbierały się łzy. Mina Tsunade zrobiła się jeszcze bardziej zatroskana i wystraszona. Nagle poczuła ciepłą rękę na ramieniu, odwróciła się i napotkała czuły wzrok Kakashiego, momentalnie odprężyła się i nabierając powietrza wyszeptała. - Spotkałam Orochimaru. - Ręka szarowłosego zacisnęła się mocniej. Zebrani patrzyli na nią w szoku i niedowierzaniu.
   - Opowiadaj wszystko od początku. - Tsunade posadziła ją na krześle, sama zasiadła po drugiej stronie biurka, natychmiast łapiąc butelkę sake, za nią stanął Jiraija a obok niego Shizune. Hatake złapał ją za dłoń i usiadł na krześle obok. Wzięła głęboki oddech i opisała im dokładnie całe zdarzenie. Gdy już skończyła w pokoju zaległa cisza, przerwał ją huk łamanego drewna, wzdrygnęła się na co Kakashi ścisnął uspokajająco jej dłoń. Tsunade siedziała za złamanym na pół biurkiem i patrzyła w dal wściekłym wzrokiem.
   - Wiedziałam że ten skurwiel nie odpuści - Wywarczała przez zaciśnięte zęby biorąc porządnego łyka sake. - Shizune natychmiast zwołaj mi kapitanów wszystkich drużyn ANBU, jouninów i chuuninów, Kakashi odprowadź Anayanne do domu i natychmiast również się tu staw. - Przerwała opróżniając butelkę i ciskając ją w kąt pokoju. - A ty Jiraija.. - Nie dowiedziała się już co miał zrobić Sannin, bo Kakashi porwał ją w ramiona i szybko wyskoczył przez okno. Ciągnąc ją za rękę przeskakiwał po dachach budynków, w stronę jej domu. Po drodze żadne z nich nie odezwało się nawet słowem. Zatrzymali się dopiero przy drzwiach do mieszkania. Otworzyła je i stanęła w wejściu odwracając się w jego stronę.
   - Powiedz coś.
   - Nie pozwolę mu cię zabrać. - Jego pusty, bezbarwny głos był jakby przeciwieństwem wypowiedzianych słów, rozbiegany wzrok odnalazł w końcu jej oczy i pojawiło się w nim trochę uczucia. Spontanicznym gestem przycisnął ją na chwile do siebie, całując w czoło i w następnej sekundzie już rozpłynął się w ciemności. Zatrzasnęła drzwi i nie myśląc o tym co robi skierowała się do sypialni. Jej umysł był w tej chwili tak pusty jak jego wzrok. Z szafki nocnej wyjęła opakowanie tabletek nasennych, wzięła kilka i natychmiast połknęła. Szybko się wykąpała i ociężale padła na łóżko. Kilka chwil później pogrążona była już w głębokim śnie. 

11 komentarzy:

  1. [Hello! :3 Bardzo podoba mi się notka i sposób w jaki piszesz :) Jak będę miała więcej czasu , to dodam Cię do linków :> Jest możliwość abyś informował mnie o nowych rozdziałach? Byłabym bardzo wdzięczna. Plus, zapraszam do siebie :>
    http://daraku-tenshi.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za tak ciepły komentarz pod moim postem. :3 Twój blog również jest niczego sobie. Życzę powodzenia w pisaniu oraz ogromnej ilości weny, która na pewno bardzo Ci się przyda! No i oczywiście udanego Sylwestra.
    Trzymaj się ciepło. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. http://daraku-tenshi.blogspot.com/ Dzieńdoberek! Zapraszam Cię na pierwszy rozdział tejże wspaniałej, przesiąkniętej seksem i brakiem moralności historii :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Heeello! ZOSTAŁEŚ/EŚ NOMINOWANY do Liebster Award. Aby zapoznać się ze szczegółami zapraszam do mnie: http://daraku-tenshi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie da się czegoś wydusić z siebie bez zająknięcia...
    Orochimaru tak po prostu wbił sobie do Konohy? Miała 4 lata przybyła do Liścia. W wieku 12 wyjechała stamtąd. Czyli od 12 do 20 spotkała się jeszcze z Orosiem.
    Łuhuhhu! Robi się zadyma :D

    OdpowiedzUsuń
  6. A co, w końcu Legendarny Sanin, co tam dla niego wbicie sobie niezauważonym do Wioski :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Orochimaru, jak ja go nie lubię. Jedyne co ma fajne to włosy. Ale rozdzialik zajebistyy! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Orochimaru... Oczy, to ty masz cudne, chłopie, ale resztę... Ugh! Nie lubię cię i tyle xD

    Rozdzialik super, przepełniony przemyśleniami. Czytało się lekko i sprawnie. Cud, miód, malina :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Orochimaru, rozmyślałam też wcześniej, że to mógł być on i zgadłam. *.*
    Kakashi był taki słodki w tym rozdziale i jeszcze jak ją pocałował w czoło. Wciagajace te twoje notki xdxd

    OdpowiedzUsuń
  10. No cóż nie wiem co mam myśleć o Orochimaru, o to ci chyba chodziło.
    Jednak wyuczony stereotyp podpowiada mi, że mu i tak nie można ufać.
    Oroczi. Psiakrew, jak ja go nie lubię. Zepsułaś mi humor.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oo, zaczyna się robić jakaś dość podejrzana akcja. Ciekawe, co tam kombinujesz? :)

    OdpowiedzUsuń

Mile widziane wszelkie sugestie, pochwały, nagany i ogólnie Wasze opinie na temat bloga. Bardzo miło jest przeczytać, że ktoś docenia moją pracę i wyraża to w komentarzu, dlatego za każdą notkę szczerze dziękuję ;3