6 lutego 2014

Rozdział 32



   Nie miała pojęcia jak to się stało. Minęło półtorej miesiąca, a cały jej światopogląd zdążył rozbić się na drobne kawałeczki i wykreować na nowo. Rzeczywistość brutalnie sprowadziła ją na ziemie, sprawiając, że mimowolnie zaczęła się zastanawiać nad sensem tego wszystkiego. Wiedziała co wyniknie z działań organizacji - wojna. Wojna poniesie za sobą wiele ofiar, a Anayanna czuła, że jeśli zginie ktoś z jej bliskich, nie przeżyje tego. 
   Nie wiedziała co miało na to największy wpływ. Czy bliskość śmierci, która towarzyszyła jej kilkukrotnie podczas misji, czy rozmowy z Hidanem, czy łapa demona nie opuszczająca jej ciała. Ale zaczynała widzieć rysy, na całym jestestwie organizacji. Pieniądze na wszystkie wygody i atrakcje w siedzibie pochodziły z morderstw na zlecenie. Lider wysługiwał się nimi, nie wyjaśniając swoich motywów i żądając rzeczy prawie niemożliwych. Członkowie organizacji byli wyrzutkami świata ninja, wprowadzającymi zamęt gdziekolwiek się pojawili. Wzbudzali w ludziach tylko i wyłącznie strach, nienawiść i pogardę. A im bliżej, tym te uczucia były silniejsze, bo to właśnie członkowie Akatsuki, pomimo silnych powiązań między sobą, lat znajomości i towarzystwa w najtrudniejszych chwilach, bali się, nienawidzili i gardzili sobą nawzajem najbardziej.
   Anaynna zaczęła rozumieć to wszystko i patrzeć na swoich kompanów w zupełnie nowy sposób. Każdy z nich był inny, każdy miał swoje priorytety i wierzenia, różnili się od siebie całkowicie i wzbudzali w niej jednoczesny wstręt, litość, niechęć i czułość. 
   Może dostrzegła krew na ich rękach, może wyczuła sączący się z ich ciał odór śmierci. Może zdała sobie sprawę, że każdy z nich, na swój sposób balansuje na granicy szaleństwa. Utożsamiała się z nimi, równocześnie pragnąc znaleźć się jak najdalej i nie mieć z nimi nic wspólnego. Gdy patrzyła wstecz, czuła, że w pełni zasługuję na tę odrazę i wrogość, ale jakaś jej odległa część pragnęła też współczucia i troski. Wiedziała, że ich nie dostanie. Ludzie nie rozumieli. Ona sama do końca nie rozumiała.

*

   - Siedzisz tutaj cały dzień, wszystko dobrze?
   Anayanna drgnęła gwałtownie, gdy spokój rozmyślań przerwał nagle głos Itachiego. Nie słyszała kiedy wychodził z siedziby, ani kiedy podchodził tak blisko. Ale nie było w tym nic dziwnego, Itachi potrafił perfekcyjnie ukrywać swoją obecność. Gdyby ludzie posiadali umiejętność stawania się całkowicie niewidzialnymi, on byłby w tym niezaprzeczalnym mistrzem. 
   - Tak - odpowiedziała, bo właściwie, teoretycznie, była to całkowita prawda. W praktyce, nie potrafiła wyjaśnić dziwnego uczucia, gnieżdżącego się w całym jej ciele. 
   Itachi usiadł obok niej, na szczycie wzgórza w którym mieściła się siedziba organizacji. Chwycił ją za rękę i milcząc, wpatrywali się w powoli chylące się ku zachodowi słońce.
   To było naturalne - ich bycie razem. Zawsze byli sobie bliscy, od akademii, przez wspólną drużynę ANBU, na ponownym spotkaniu kilka miesięcy temu kończąc. Teraz ich relacja weszła po prostu na kolejny poziom, w sposób niewymuszony i oczywisty. Do spędzania wspólnego czasu jako przyjaciele, doszła bliskość i czułość, której wcześniej sobie nie okazywali. Wyszło na to, że wszystkie wcześniejsze obawy Anayanny były niesłuszne, a ona czuła się u boku Itachiego jak we właściwym miejscu. Była szczęśliwa w zupełnie inny, cudowniejszy sposób niż wcześniej. Teoretycznie. 
   Praktycznie, ciągle nie mogła pozbyć się tego dziwnego, niezidentyfikowanego wrażenia, że jest, albo w niedalekiej przyszłości będzie, coś. Coś, które zmieni wszystko. Jeszcze nie wiedziała czy na dobre, czy na złe. Wiedziała za to, że w sposób spektakularny i nieodwracalny, dotyczący nie tylko jej, Itachiego, czy Akatsuki, ale całego świata. 
   Miała wrażenie, że nie tylko ona to wyczuwa. Nie mogła określić, czy tyczy się to większej ilości osób, bo przebywała tylko w małym gronie członków organizacji, ale każdy z nich stał się niespokojny i ostrożny. Niby zachowywali się jak dawniej, wykonywali misje i dążyli do wypełnienia wyznaczonych przez Lidera celów, ale pomiędzy wierszami, wyczytywała w nich napięcie, podobne do jej własnego. 
   Zbierało się na burzę, chociaż niebo nad nimi przez cały dzień było pogodne i nie zapowiadało się na drastyczne zmiany atmosferyczne. Anayanna czuła tę burzę w nieprzyjemnym ucisku brzucha, pulsowaniu głowy, nogach rwących się do ucieczki i rękach, drżących, a jednocześnie palących się do zrobienia czegokolwiek. Niepokój prawie rozsadzał ją od środka. 

*

   Gdy słońce zaszło już całkowicie i na dworze zrobiło się chłodno, Itachi wstał, pociągając za sobą Anayanne. W kilku szybkich skokach pokonali stromą powierzchnię wzgórza, ciągle trzymając się za ręce. To również było naturalne, na miejscu. Dotyk chłodnych palców Itachiego, zaskakująco złudne poczucie bezpieczeństwa i bliskości. 
   Kiedy weszli do siedziby, automatycznie skierowali się w stronę salonu. Ich przybycie zostało zignorowane przez nielicznych obecnych, z jednym wyjątkiem. 
   Anayanna prawie już przywykła do bezustannego, nieopuszczającego jej spojrzenia blado-niebieskich tęczówek. Na początku strasznie ją to drażniło. Bycie ciągle na celowniku, nie wiadomo z jakiego powodu. Czuła się jak ofiara, obserwowana czujnie przez swojego napastnika. Co, biorąc pod uwagę owego napastnika, było całkowicie absurdalne. Wzrok jednak nie znikał z niej ani na sekundę, gdy tylko znajdowali się w tym samym pomieszczeniu. W końcu zaczęła to ignorować i tylko czasami jeszcze czuła delikatne rozdrażnienie. 
   Tym razem przelotnie zerknęła na swojego pilnego obserwatora. Hidan częściowo miał rację - podczas ich nieobecności Lider przyjął do organizacji nowego członka. O dziwo, był to mały chłopiec, nie mający więcej niż dziesięć lat. Posiadał szczupłą, bladą buzię i dorównujące jej kolorem, białe włosy. Odstawały na wszystkie strony, a przy karku były dłuższe, zaplecione w cienkiego warkocza sięgającego połowy pleców. Cała jego sylwetka była drobna i wątła i dlatego wielkie, jasno niebieskie oczy wydawały się wręcz przerażająco nienaturalne. Na dodatek zupełnie nie pasowały do jego wyglądu również pod innym względem. Kryła się w nich dziwna mądrość i smutek, jakby należały do starca, mającego za sobą długie i bolesne życie. Gdyby jej obserwatorem nie było dziecko, Anayanna już dawno pozbyłaby się tych nachalnych, wpatrzonych w nią z nieznanych powodów oczu. 
   Nie miała pojęcia jakimi umiejętnościami dysponuje chłopiec, ani co skłoniło Lidera do przyjęcia dzieciaka do organizacji. Domyślała się jednak, że jeśli tu jest, to w żadnym wypadku nie należy go lekceważyć, a co więcej - biorąc pod uwagę ciągłe spojrzenie - lepiej uważać. 
   Kieran. Miał na imię Kieran i tylko tyle o nim wiedziała. Nie odzywał się niepytany, a jeśli już coś mówił to cichutko i spokojnie. Nie brakowało mu jednak pewności siebie, co udowodnił gdy Hidan dla żartów próbował go 'testować'. Nie okazał strachu, ani złości, nie zaatakował i nie ujawnił żadnej ze swoich umiejętności. Po prostu spojrzał na Hidana w sposób, który sprawił, że od tamtej pory Jashinista nie zbliżał się do niego na więcej niż kilka metrów. A potem znowu przeniósł wzrok na Anayanne, wyblakłe oczy pełne smutku i mądrości. 
   Kiran wzbudzał też podejrzliwość w innych członkach organizacji. Był niespodziewanie melancholijny i poważny, posiadał cechy, których nie powinno posiadać dziecko w jego wieku. Naturalnym więc było, że inni traktowali go z rezerwą i dystansem. Jedynie Konan okazywała mu coś na kształt troski, może znając zdanie Lidera, może wiedziona niespełnionym instynktem macierzyńskim. 

 *

   Czas płynął jakby obok niej, gdy siedziała nieruchomo na kanapie, ze wzrokiem wlepionym w telewizor. Nie oglądała jednak lecącego filmu, nie zwróciła uwagi nawet, kiedy lecąca książka wybiła w nim dziurę. Hidan znowu kłócił się z Kakazu. Głośne wrzaski Jashinisty przerwało dopiero otwarcie drzwi do gabinetu Lidera. Pain stanął w progu, obrzucił wszystkich chłodnym, władczym spojrzeniem, a wszelkie rozmowy natychmiast ucichły. Skinął na Kierana i zniknął w głębi swojego pokoju. Chłopiec wstał i podążył za nim, po wejściu do środka odwracając się, by zamknąć drzwi. Anayanna czuła jego spojrzenie, do momentu gdy między drzwiami i framugą pozostała milimetrowa szpara. Potem szczęknęła klamka i obserwator zniknął. Wcześniej przerwanie obserwacji sprawiało jej ulgę, teraz nie czuła żadnej różnicy. Odwróciła się z powrotem w stronę telewizora i lekko dymiącej dziury. Obok jej głowy przeleciała kolejna książka. 

*

   Itachiego nie było obok, gdy obudziła się z dziwnej, pół świadomej drzemki. Pewnie poszedł coś zjeść, była pora obiadu. Kątek oka wychwyciła ruch obok siebie, a po chwili tuż przed nią zatrzymała się drobna sylwetka. Kieran patrzył na nią chwilę, nic nie mówiąc, a ona odwzajemniała spojrzenie. Kiedy siedziała na kanapie był od niej odrobinę wyższy, ale ciągle wydawał się tak malutki i delikatny, że mógłby go zdmuchnąć najlżejszy podmuch wiatru. Nie potrafiła sobie wyobrazić jak zabija, a przecież musiał. Inaczej by go tu nie było. Z bliska dostrzegła ledwo widoczne piegi zdobiące jego nos i policzki, poza tym jednak jego buzia była tak gładka i blada, że aż nierealna.
   Kieran wyciągnął w jej stronę rączkę, trzymającą małego, pluszowego królika. Kiedyś był pewnie biały i całkiem ładny. Teraz jednak futerko nabrało szarawego odcienia, było zmechacone, a maskotce brakowało jednego oka. Anayanna spojrzała na niego pytająco. 
   - Idę na misję - oznajmił cichym, dziecięcym głosikiem. Jego wielkie oczy błyszczały w półmroku pomieszczenia, ale ciągle były wyblakłe i odległe. Jakby należały do ślepca. - Proszę, mogłabyś się nim zaopiekować? To pamiątka, nie chcę go zgubić. 
   Wydawał się teraz znacznie młodszy i niewinniejszy niż pewnie był w rzeczywistości. Patrzył na nią z góry, z proszącym, spokojnym wyrazem twarzy, wyglądając jak mała laleczka. 
   Anayanna poluzowała uścisk wokół nóg, które do tej pory obejmowała rękoma. Wyciągnęła jedną do przodu i chwyciła królika za ucho, ale Kieran stanowczym ruchem sprzeciwił się takiemu traktowaniu swojego ulubieńca. Posadził go na jej kolanach, a potem złapał jej ręce i położył na króliku, tak że obejmowała go z dwóch stron. Jego rączki były zaskakująco ciepłe. 
   - Proszę, zaopiekuj się nim - powtórzył i ruszył wyjścia. 
   - Kieran - rzuciła mimowolnie, a chłopiec zatrzymał się z dłonią na klamce. - Co ty tu w ogóle robisz? 
   - Gdzie? - spytał, chociaż miała wrażenie, że zrozumiał o co chodzi. 
   - W Brzasku. Nie pasujesz do nas. 
   Odwrócił się do niej i widząc jego twarz, pierwszy raz pomyślała o nim, jako o zwykłym dziecku. Miał bezradną minę, a jego oczy były smutniejsze niż zwykle. Brakowało w nich jednak tego starczego wyrazu i sprawiał wrażenie bezgranicznie zagubionego. Przez moment był normalnym, małym chłopcem, który znalazł się w zupełnie niewłaściwym dla siebie miejscu. 
   - A ty pasujesz? Ja wykonuje misję. Muszę tu być, to mój obowiązek. A ty? Co ty tu robisz? - i wyszedł, cichutko zamykając za sobą drzwi. 
   Anayanna siedziała na kanapie, w opustoszałym salonie, ściskając w rękach pluszowego króliczka. Kieran miał rację, co ona tu robiła? 

*

Konoha

   Tsunade siedziała za biurkiem w swoim gabinecie, a jej ręka piekła niemiłosiernie. Nie zwróciła jednak na to najmniejszej uwagi. Tak samo jak na alkohol rozlany na ważnych dokumentach, krople krwi skapujące na biurko i odłamki szkła ze zgniecionej przez siebie butelki, ciągle tkwiące w jej dłoni. 
   - Tsunade-sama? - spytała ostrożnie Shizune. 
   Tsunade ciągle jednak wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w stojącą przed nią kobietę. Była w opłakanym stanie, nie tylko pod względem stroju i fryzury. Jej ciało drżało, a śmiertelnie bladą twarz chyba już permanentnie zdobiła mieszanka szoku, rozpaczy i bólu. 
   - Powtórz to - wychrypiała Tsunade, z trudem odnajdując w opustoszałej nagle głowie odpowiednie słowa. 
   - Powiedziała.. - po twarzy kobiety spłynęły łzy, urwała, tłumiąc głośny szloch. - Powiedziała.. że jest teraz mordercą.. że ma pani przestać marnować ludzi i żeby wszyscy wzięli się w garść - otarła mokre policzki, ale niewiele to dało, bo po chwili kolejne łzy zaczęły kapać z jej podbródka na podłogę. - Powiedziała.. że się nienawidzi i że zasługuje na śmierć.. 
   - Akino! - żelazny uścisk, pojawiający się nagle na jej ramionach przytrzymał jej sylwetkę w pionie, w momencie gdy miała się już osunąć na ziemię. 
   Tsunade potrząsnęła nią mocno, ale Akino była w jej uścisku jak bezwładna lalka, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek zdecydowanego ruchu. Kiedy już wykonała ostatnie powierzone sobie zadanie.. Kiedy widziała na własne oczy śmierć przyjaciół.. Widziała wrak człowieka, który był kiedyś jej towarzyszką.. Nie miała pojęcia, jak miałaby dalej żyć. 
   - Akino! To była ona? Jesteś pewna? Nie masz cienia wątpliwości? 
   Kunoichi pokiwała głową i sięgnęła do kabury zamocowanej w pasie. W środku spoczywał tylko jeden, zakrwawiony kunai, kilka notek wybuchowych i skrawek materiału. Podała go zaskoczonej kobiecie. 
   - Tak, jestem pewna. 
Tsunade zdawała się jej nie słyszeć, a zdziwienie na jej twarzy ustąpiło miejsca skrajnemu niedowierzaniu. 
   - Akatsuki? - wyszeptała z trudem, a szok zamienił się w gniew. 
   Akino nie zdziwiła się, widząc jak kobieta doskakuje do biurka, łamie je kilkoma silnymi ciosami i wyrzuca przez okno. Hokage słynęła ze swojego porywczego charakteru. W zasadzie, Akino miała wrażenie, że już nic nie może jej zdziwić. Była wyżarta ze wszelkich uczuć. 
   - Cholerny Orochimaru! - wrzeszczała Tsunade, rujnując swój gabinet. - Mogłam się spodziewać, że ją tam zaciągnie, mogłam.. Trzeba coś zrobić, ona na pewno..
   - Hokage-sama.. - jakimś cudem cichy głos Akino dotarł do szalejącej kobiety. Blondynka zatrzymała się z pięścią gotową do ciosu, przed szafką zastawioną zwojami. - Nie.. ona nie chce.. Znam ją. A przynajmniej znałam. Powiedziała, że ma ochotę mnie zabić i wiem, że mówiła prawdę. Jest potworem i sama się do tego przyznała. Nie chce być ratowana, a przynajmniej nie przez nas. To już koniec, Hokage-sama, nie możemy jej pomóc..
   Tsunade odwróciła się w jej stronę już spokojna. Jej ręka opadła bezwładnie wzdłuż ciała, a mina wyrażała zrozumienie. Mimowolne, niechciane i bezsilne zrozumienie. 
   - Shizune. Zwołaj zebranie Rady Wioski - ostanie słowa Hokage Akino słyszała jakby przez grubą szybę. Opadła zemdlona na podłogę w gabinecie, zasłaną odłamkami drewna, szkła i kawałkami papieru. 

*

   Tsunade spodziewała się, że po jej słowach w sali wybuchnie zamieszanie. Spodziewała się, że jounini będą krzyczeć jeden przez drugiego, domagając się większej ilości szczegółów, informacji co do oficjalnego stanowiska wioski i wielu innych bredni, do których zupełnie nie miała teraz głowy. Spodziewała się gwaru, wrzawy i co najmniej kilku kłótni. Tymczasem kiedy skończyła czytać raport Akino i przytaczać jej słowa, w sali zapadła głucha cisza. Tsunade lubiła spokój, ale to milczenie było ciężkie, wwiercające się boleśnie w jej czaszkę. Nawet Starszyzna nie zabrała głosu, co było do tych denerwujących staruchów zupełnie niepodobne. 
   - Czy ktoś ma coś do powiedzenia, w związku z tą sprawą? - spytała więc, po minucie czy dwóch kompletnej ciszy. 
   Nikt nie zareagował, jounini po prostu wpatrywali się w nią ze skrajnym niedowierzaniem na twarzach. Tsunade westchnęła z irytacją. Odszukała wzrokiem Kakashiego, siedzącego w ostatnim rzędzie. Nie widziała jego miny, ale może to i dobrze. Spojrzenie odsłoniętego oka mówiło wszystko, a nawet znacznie więcej, niż Tsunade chciałaby wiedzieć. Zastanawiała się, czy tak właśnie patrzy człowiek któremu wyrwano serce? 
   Mogła spodziewać się tego, że jako pierwszy werwę odzyska Gai. Jego krzyki i charyzmatyczne przemowy szybko przebudziły resztę, i Tsunade wkrótce otoczył chór próśb, gróźb i przekonywań, tak jak się tego spodziewała od początku. 
   Potarła palcami skronie, przeczuwając nadchodzącą migrenę. Potem zmęczonym gestem oparła głowę na dłoniach i odetchnęła głęboko. Czy oni niczego nie rozumieją?
   Tylko Kakashi milczał, chowając się przed światem za swoją maską. Tsunade wolałaby, żeby zasłonił również oko. Krzyczało za głośno. O wiele głośniej niż cała reszta jouinów razem wzięta. 
   Gestem ręki nakazała Koharu kontynuację. Staruszka odchrząknęła kilka razy, na co o dziwo, wrzawa umilkła. 
   - Anayanna Hinako Shimzu, księżniczka Kraju Łzy i kunoichi Konohy zostaje oficjalnie uznana za nukenina. Jej nazwisko zostanie wpisane do księgi Bingo. Oficjalnie zakazuje się wszelkich misji mających na celu uratowanie jej i sprowadzenie do Wioski. 
   - Ninja który natknie się na wcześniej wymienionego przestępce ma obowiązek za wszelką cenę zlikwidować zagrożenie - kontynuował Homura. - Nie przewidujemy możliwości złagodzenia kary. Koniec zebrania. 
   Jounini ani myśleli wychodzić, niektórzy zerwali się ze swoich miejsc, ale tylko po to by podejść bliżej i kontynuować sprzeczkę. 
   Tsunade oparła się ciężko o blat biurka. Tylko Kakashi milczał, tylko on rozumiał sytuację. Anayanna nie chciała być ratowana, nie mogli już jej pomóc. A wzrok Kakashiego krzyczał. 

*

   - Yo Kakashi!
   Hatake wcześniej udawał, że nie słyszy, ale w końcu musiał sobie odpuścić, gdy natręt zaczął wydzierać się na pół ulicy i przyciągać coraz więcej zaciekawionych spojrzeń. Zatrzymał się wreszcie i poczekał, aż Zielona Bestia do niego dobiegnie.
   - Mój druhu, chyba już ci na słuch pada! Za mało w tobie siły młodości, daj spokój, nie jesteśmy jeszcze przecież emerytami! Chyba musimy sobie urządzić jakiś sparing niedługo, rozruszać kości.. 
   - Gai, do rzeczy. 
   - Trzeba dać przykład młod.. co? Ach tak! Chodź ze mną. 
   Kakashi nie miał ochoty nigdzie z Gaiem iść, ale ten już zdążył złapać go za ramię i pociągnąć w stronę pobliskiego baru. Kakashi nie wyrywał się, nie miał ochoty robić scen na środku zatłoczonej wioski. Gai usadził go przy jednym ze stolików. Towarzyszyło im kilkoro znajomych, w tym Asuma, Kurenai i Anko. 
   Potok słów zaczął wylewać się z ust Gaia, zawierając w sobie masę planów, instrukcji i wskazówek. 
   - Zaraz, o co w ogóle chodzi? - przerwał mu w końcu Kakashi, nie mając bladego pojęcia jaka jest myśl przewodnia bezsensownej paplaniny mężczyzny. 
   - No jak to co? - obruszył się Gai. - Idziemy po Anayanne, no nie? 
   - Mówiłam, że nie nadajesz się na stratega - skwitowała Anko.
Gai aż zapowietrzył się z oburzenia. 
   - Nie. 
Rozmowy przy stoliku umilkły, nawet Gai kłócący się z Anko zamarł, spoglądając z niedowierzaniem na swojego przyjaciela. On natomiast milczał. 
   - Kakashi? - zagaiła łagodnie Kurenai, ale wzrok Hatake pozostał beznamiętny. - Myśleliśmy, że tego właśnie chcesz? Przecież.. zależy ci na niej, prawda? Wiem, że sprzeciwimy się Radzie, ale jestem pewna, że jeśli ją tutaj sprowadzimy, to wszystko się wyjaśni..
   - Nie. 
   - Jak to nie?
   - Nie Gai, po prostu nie. Nigdzie nie idziemy, nikomu się nie sprzeciwiamy i nikogo nie sprowadzamy z powrotem. 
   - Kakashi.. 
   - Po prostu zapomnijcie. 
   - Ale..
   - A..
   - W świecie ninja, ci którzy nie przestrzegają zasad to śmiecie. Ale ci, którzy nie dbają o swoich przyjaciół, są gorsi od śmieci. Zapomniałeś o tym Kakashi? - Gai był poważny, w sposób zupełnie do siebie nie podobny. - Masz zamiar zostawić swoją przyjaciółkę? A nawet, kogoś więcej? Przyznaj się, kochas..
   - WYSTARCZY! - Kakashi nie krzyczał. Po prostu nie podnosił głosu, bo było to wbrew jego lekceważącemu, luźnemu podejściu do życia. Dlatego teraz, słysząc jego wrzask przyjaciele zamarli, patrząc na niego w szoku. Nikt nie zwrócił nawet uwagi na potłuczone naczynia, które strącił ze stołu przy swoim wybuchu. - Myślisz, że o nią nie dbam?! Że nie marzę tylko o tym, żeby ponownie była w Konosze, cała i zdrowa?!
   Nikt nie odpowiedział.
   - Ale jej tutaj nie ma! Jest w cholernym Akatsuki i pewnie niewiele ją jeszcze łączy z osobą, którą kiedyś znaliśmy. Nie chce być ratowana, wyraziła się wystarczająco jasno. Cokolwiek teraz robi, o czym myśli, jaka jest i kim się stała.. wierzę, że sobie poradzi. Jej życie to już nie jest dłużej nasza sprawa. 
   I wyszedł, zostawiając za sobą przyjaciół, poruszonych jego słowami. Szedł przez wioskę bez celu, nie odpowiadając na powitania i nie wdając się w rozmowy z mijanymi znajomymi. Milczał, ale jego wzrok krzyczał. 

*

   Wieść o tym, że Anayanna została poszukiwanym ninja obiegła Konohe lotem błyskawicy. Większość osób dobrze ją znała, albo przynajmniej kojarzyła, więc wywołała u mieszkańców niemały szok. Szczegóły nie zostały podane do ogólnej wiadomości, wiadoma tylko była jej przynależność do Akatsuki. To wystarczyło, by w ludziach zaczęła kiełkować niechęć i strach. No bo kto normalny dołączałby do organizacji przestępców? Skoro ona to zrobiła, musiała być takim samym wyrzutkiem i pozbawionym skrupułów mordercą jak reszta. 

*

   To była pierwsza prawdziwa kłótnia Naruto i Mii. 
   Siedzieli na polu treningowym, zgrzani, wściekli i z wypiekami gniewu na policzkach. 
   - Dlaczego jej bronisz? - rzuciła Mia, po kilku minutach ciężkiej ciszy, odrobinę spokojniej niż wcześniej. 
   - Bo ją znam - odburknął Naruto. 
   - A ja nie, ale co to zmienia? Jest z Akatsuki, a wiesz czego oni pragną? Wyciągnąć z nas demony i patrzeć jak umieramy. Co niby takiego odróżnia ją od reszty? Jest mordercą. 
   - Nie wiemy jaka jest cała prawda, nie..
   - Wiesz co się stało z tą dziewczyną? Tą, która spotkała ją na misji. Akimo, czy jakoś tak. 
   - Co?
   - Zabiła się. Po tym jak zemdlała w gabinecie Hokage przeniesiono ją do szpitala. Po odzyskaniu przytomności pierwszym co zrobiła, było rzucenie się z okna. 
   - I jakby to ma związek z Anayann..
   - Przestań jej bronić! Jest w Akatsuki, jest przestępcą i jest nukeninem! Dlaczego tak ci zależy na bronieniu jej dobrego imienia? Ona sama najwyraźniej o to nie dba. 
    Zanim Naruto odpowiedział, podszedł do Mii i objął ją mocno. Rozgniewana dziewczyna chwile jeszcze próbowała się bronić, ale w końcu odwzajemniła uścisk. 
   - Nie mogę przestać jej bronić. Wiesz, ludzie nie dzielą się tylko na złych i dobrych, tak samo jak świat nie jest tylko czarny albo biały. Wierzę, że pomimo tego co robi i dlaczego to robi, ma jeszcze w sobie trochę ciepła. Ma osoby które kocha i na których jej zależy. Ona też ma swoje powody. Wierzę, że wie co robi i dopóki bezpośrednio nie zagraża moim bliskim, cierpliwie poczekam, aż sama przejrzy na oczy. 


Kieran



_________________________


Zabijcie mnie.
Nawet nie wiecie, jak się namęczyłam z tym rozdziałem. Serrio, istna tortura, mam nadzieję, że nie widać tego w trakcie czytania. W każdym razie wypaliłam się jeśli chodzi o tę historię, mam wielką nadzieję, że tylko chwilowo. To mój pierwszy blog i chciałabym go dokończyć, zwłaszcza, że już mam całe zakończenie w głowie ułożone. 
Pierwszy raz tak ciężko mi się pisało notkę. Zwykle robię to 'na raz' jak przyjdzie wena i siądę do pisania, to będę siedzieć tak długo aż skończę. A tym razem pisałam na raty, chyba z dwa tygodnie się męczyłam..
No! Ale ważne, że jest w końcu i mam nadzieję, że nie najgorzej :D

W przyszłym tygodniu jadę na wycieczkę klasową na narty (och, złamane nogi wyczuwam), więc z góry uprzedzam o zaległościach na waszych blogach.

Ściskam i pozdrawiam
Buziaki ;3




EDIT
W dniu dzisiejszym (07.02.14) na Anie pojawił się 500-setny komentarz! 
Z okazji tego 'jubileuszu' pragnę gorąco podziękować wszystkim czytelnikom za zainteresowanie okazane tej historii i tym komentującym i tym cichociemnym. Nawet nie wiecie, ile radości sprawia mi czytanie waszych opinii, to naprawdę niesamowite uczucie. 
Pozdrawiam was i kocham całym serduchem ♥







13 komentarzy:

  1. Minęło trochę czasu od ostatniej notki, a tobie zmienił się trochę styl :p I myślę że wynika to z tego że pisałaś to na raty (ja też mam w zwyczaju tak robić) poza tym, to bardzo widać w momencie częstego zmieniania wątków i sytuacji. Na samym początku chcesz zmienić lekko oblicze Akatsuki, eliminujesz tę przyjazną aurę jaką stworzyli wokoło Any poprzez pokazanie zmiany jej punktu widzenia :P No i nowa postać, naprawdę lubię patrzeć kiedy ktoś wprowadza postacie własnego projektu to nadaje opowiadaniu taki bardziej...osobisty charakter. Kocham nowe postacie, a Kieran strasznie mnie ciekawi :D
    No i załamany Kakashi.
    ,,Tylko Kakashi milczał, chowając się przed światem za swoją maską. Tsunade wolałaby, żeby zasłonił również oko. Krzyczało za głośno. O wiele głośniej niż cała reszta jouinów razem wzięta. " - Po prostu wymiata ^^ Ogólnie narracja przefiltrowana przez myśli Tsunade wyszła ci świetnie .Życzę ci dużo weny i czekam niecierpliwie na nową notkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziwnie czytało mi się ten rozdział. Zatraciłam się. Całe dziwactwo polegało na tym, że zapomniałam, że czytam. Czułam się jakbym była na Zebraniu Jonninów. I nie mam na myśli tego, że rozdział mnie wciągnął. To za mało. Wtedy po prostu byłabym podekscytowana i jak najszybciej chciałabym dowiedzieć się co dalej. Dziś zatrzymałam się w tamtym momencie. Nie wiem dlaczego. Wróciłaś do spokojniejszych wydarzeń, bo w każdym rozdziale nie może się dziać niewiadomo co. I właśnie dziś się zatraciłam. Oczywiście, piszę to w bardzo pozytywnym znaczeniu. Bardzo spodobała mi się scena kiedy Kakashi wybuchł. Niesamowicie mi się to czytało, a niby taki zwyczajny, przewidywalny moment. Na koniec życzę dużo weny, udanego wyjazdu na narty (nogi łam, ale rąk broń Boże, bo nie będziesz mogła pisać :D ). Do usłyszenia. PS. Rozdział u mnie cholera go wie kiedy. -,- Kompletnie nie mogę się nad nim skupić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak szczerze mówiąc (lub raczej pisząc), to ten rozdział stał się moim ulubionym rozdziałem. Wcale nie odczułem tego, że pisałaś na raty - zawsze kiedy czytam Twoje opowiadanie, wciągam się tak bardzo, że koniec przychodzi zdecydowanie zbyt szybko. Tak było i tym razem.
    Potrafisz tak wspaniale oddać te emocje i doskonale ubrać to w słowa... Mistrzostwo.
    Ana i Itachi - tu się chyba nie muszę wypowiadać ♥ Mam tylko nadzieję, że nie uśmiercisz Uchihy, bo zawsze przeżywam to tak samo. Rzeczywiście Ana bardzo się zmieniła, a ponadto czuje to "zbliżające się zło". Jestem coraz bardziej ciekawa.
    I genialna postać Kierana - uwielbiam takie niewinne, przerażające istotki, które mają nieznaną przeszłość. Scena z królikiem cudowna. Aż sama czułam to przeszywające spojrzenie :o
    "Tylko Kakashi milczał, chowając się przed światem za swoją maską. Tsunade wolałaby, żeby zasłonił również oko. Krzyczało za głośno. O wiele głośniej niż cała reszta jouinów razem wzięta." No i chyba nic nie trzeba dodawać.
    Pozdrawiam, ściskam i życzę udanego wyjazdu ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałeś/zostałaś nominowany/a do LBA :)
    Pytania znajdziesz tu: http://gate-to-another-world.blogspot.com/p/lba_9.html
    Ta strona rozwieje Twoje wątplwości! ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ekhm. ;_; Tak nie mogłam wytrzymac bez pisania. XD Po tym jak zwyzwałam parę osób faktycznie usunęłam bloga, ale ja tak nie umiem, nie pisać. Nie gniewasz się na mnie Ana? Mar wróciła. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Napisałam do Ciebie na e-mail, czeka coś tam na Ciebie ;D
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Już wszystko działa, ja się zmywam, zrobiłam Ci mały bałagan z widżetami, ale chyba dasz sobie radę z tym sama xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Wstawka nr 2. xD Skopiowany z maila, ale na blogu zachowa się dłużej xD
    Dobra, teraz ja się wypowiem – można by rzec, w końcu :P Przepraszam za taki zastój, ogarnęła mnie jakaś deprecha i nic mi się nie chcę -.-
    Po pierwsze, nie widzę żeby ciężko ci się pisało te notkę. Bardzo zadbane zdania i w ogóle wszystko tak epicko rozpisane :) u mnie na przykład, jak ja się rozpisuje w opisach to to jest zdecydowanie na plus :P u ciebie to nawet nie brzmiało, jakby było wymuszone, więc moim zdaniem, nie masz się czym martwić ^^ nie słabniesz, chociaż wiadomo może się zdarzyć taki pisarski dołek. W końcu, trzydzieści jeden notek za tobą, ja za czasów NH także zaczęłam wtedy słabnąć.
    Dzisiaj komentarz będzie krótki, ech ta bezsilność…
    W Akatsuki:
    Dużo tych przemyśleń nad sensem wszystkiego, organizacji, życia, związku z Itachim – fajnie, bo to takie i przypomnienie i też sprawdzenie, jak bardzo się zmieniła Anayanna. W sumie chyba Konoha błędnie zinterpretowała jej przekaz, bo chyba ona chce ratunku, tak mi się wydaję :P cała ta organizacja już ją z wolna niszczy, ciekawe kiedy Itachi to zauważy i w końcu zainterweniuje ;) cały ten chłopiec, Kieran to dość interesująca postać, zazwyczaj małe dzieci-psychopaci mnie przerażają, więc mam taką malutką nadzieję, że chłopiec będzie w miarę normalny :P widać przestraszył Hidana samym spojrzeniem, hehe xD w ogóle, ta akcja z popilnowaniem króliczka, boziu jakie to było słodkie :D no, ale ta jego powaga, gdy się do niej odnosił była no… niecodzienna dla dziecka xD ale fajnie zakończyłaś ten wątek, taką refleksją :)
    W Konoha:
    No, się dzieję, nie myślałam, że uznają Ane za nukennina, a tym bardziej, że nikt się nie sprzeciwi tej decyzji tylko po kryjomu będą szykować jakąś ofensywę, ciekawe, ciekawe :D chociaż Kakashi kieruje się rozsądkiem, a nie sercem, znając jego to pewnie wybierze się na samotną misję ratowniczą :P no, ale zobaczymy, co wymyślisz w związku z tym wszystkim :3 Naruto oczywiście zachowuje się tak, typowo dla siebie xD taki dobry, taki uczynny i taki pomocny ;D podoba mi się zakończenie, taka mądrość z tego wypływa :D i jak ten rozdział może pozostać niedoceniony, hm? :D
    Tyle ode mnie :)
    Czekam niecierpliwie na next’a :)
    Życzę weny i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. Cóż, to całkiem dobre pytanie.
      Mam aktualnie straszny zastój pisarski, a jeśli chodzi o ten blog to już w ogóle. Rozdział jest w trakcie tworzenia i naprawdę postaram się, żeby pojawił się jak najszybciej.
      Przepraszam za opóźnienia i pozdrawiam! ;3

      Usuń
  10. Wow, niesamowicie się cieszę, że mój prolog zadziałał na kogoś dobrze. Czuję dumę, i jakieś takie oszołomienie :D

    Oszołomienie głownie przez to, że weszłam na Twojego bloga i pomyślałam sobie, że żeby dobić do Twojego poziomu pisarskiego będę musiała poświęcić naprawdę dużo czasu i energii. Damn, aż się nie mogę doczekać, hahha.

    Muszę zacząć nadrabiać rozdziały, póki co przeczytałam ten (genialne zakończenie pierwszego akapitu!) i wróciłam na sam początek, do prologu, jednak książki nie można czytać od środka :)


    Wrócę wkrótce, z jakąś bardziej rozbudowaną opinią.

    Pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Sprężaj się z tym rozdziałem, Ana :c

    OdpowiedzUsuń

Mile widziane wszelkie sugestie, pochwały, nagany i ogólnie Wasze opinie na temat bloga. Bardzo miło jest przeczytać, że ktoś docenia moją pracę i wyraża to w komentarzu, dlatego za każdą notkę szczerze dziękuję ;3