Po odejściu Anayanny trwała chwila ciszy.
Zaraz jednak wszyscy się otrząsnęli i zaczęli mówić jeden przez drugiego, przekrzykując
się i robiąc straszny hałas:
- To się nazywa siła młodości! - Piał z
zachwytu Rock Lee. - Taka ładna i na dodatek waleczna!
- A nie mówiłem?! Nie mówiłem?! - Naruto z
miną zwycięscy udowadniał wszystkim swoje racje. Sakura prychnęła cicho odwracając
ostentacyjnie głowę w drugą stronę.
- Człowieku! Jakie ona ma ciało! - Kiba wpatrzył
się w dal z rozmarzonym wyrazem twarzy.
- To wszystko jest strasznie męczące, ale
trzeba przyznać, że jest ładna. - Mruknął jak zwykle znudzony Schikamaru. Choji przytaknął
mu skwapliwie wsadzając do ust garść chipsów.
- Ja tam jestem bardziej ciekaw tego jak
walczy. – Neji nałożył maskę powagi i starał się ukryć rumieńce.
TenTen, Ino i Sakura spoglądały po sobie z
ponurymi minami, Hinata skulona na ławce, od czasu do czasu zerkała na Naruto. Shino zwykle milczący, teraz mruczał coś do siebie pod nosem, a Sai dalej nie rozumiejąc zachowania towarzyszy, przyglądał im się uważnie, marszcząc brwi i notując coś w swoim szkicowniku.
- Hej dzieciaki co to za zamieszanie? -
Nagle za nimi pojawił się uśmiechnięty, ciemnoskóry brunet. Położył Naruto rękę
na ramieniu i z zaciekawieniem wyczekiwał ich wytłumaczenia. - O co się tak kłócicie?
- Iruka-sensei! - Ucieszył się Naruto. - My właśnie.. Ten, no.. Rozmawiamy..
- Tak, to sam zauważyłem, a nawet usłyszałem
z odległości jakichś trzech kilometrów.
- Właśnie spotkaliśmy tą dziewczynę,
Anayanne i zastanawialiśmy się jakie ma umiejętności skoro tak szybko została
jouninem- Wyjaśnił spokojnie Shikamaru.
- Achh rozmawialiście z nią? - Na twarz ich
dawnego senseia wypłynął szeroki uśmiech. - Muszę jej potem poszukać, wczoraj
tylko przelotnie się przywitaliśmy..
- To ty ja znasz sensei?! - Wykrzyknął
zachwycony Naruto. - Opowiedz nam coś o niej!
Wszyscy ochoczo
pokiwali głowami a Iruka zamyślił się chwilę.
- Hmm od czego by tu zacząć.. No dobrze więc
Anayanna pochodzi z Namida no Kuni*, to wielkie i piękne państwo położone na
wyspie za Krajem Żelaza. Jej pełne imię to Anayanna Hinako Shimzu. Na pewno słyszeliście
już kiedyś to nazwisko. Shimzu to rodzina królewska, w tamtym kraju nie ma
shinobi, a co za tym idzie nie ma żadnego Kage, jest król i królowa, jak w
dawnych czasach a Ana jest księżniczką. - Uśmiechnął się, widząc zszokowane miny
swoich byłych podopiecznych. - Od urodzenia posiadała pewną hmm.. dziwną moc,
nietypową nawet w świecie shinobi. Nie umiejąc nad nią zapanować, sprawiała w królestwie
nie małe kłopoty, więc jej ojciec postanowił wysłać ją do Konohy, aby tu
szkolili ją najlepsi wojownicy. Przybyła do Liścia w wieku 4 lat. Od razu zaczęło
się jej szkolenie na ninja. Uczyła się
od wszystkich trzech Legendarnych Saninów, była nadzwyczaj rozwinięta jak na swój
wiek i zdolna. Była nazywana geniuszem, jak Neji lub Kakashi-san. Powiadano, że sukces ma w genach, a walkę we krwi i urodziła się by zostać shinobi. W wieku 8 lat została chuuninem, gdy miała 10 zdała test na jounina, a jako dwunastolatkę przyjęli ją do specjalnego oddziału ANBU, po jakimś czasie
miała zostać kapitanem, ale musiała wracać do kraju. Przez cały ten czas podróżowała
kilkanaście razy do królestwa, musiała wypełniać tam swoje obowiązki, ale gdy miała
14 lat wróciła już tam na stałe. Teraz jest dwudziestolatką i ponownie przybyła
do Konohy, chociaż nie wiem na jak długo. - Zakończył przygotowując się na salwę
pytań ze strony słuchaczy. Po ich minach wnioskował, że z trudem przychodziło im
przyswojenie tylu zaskakujących wiadomości.
- Co to za "dziwna moc". - zapytał
Neji kreśląc w powietrzu cudzysłów, przy dwóch ostatnich wyrazach.
- Hmm.. nikt tego do końca nie wie, to coś
jak chakra tylko, że o wiele potężniejsza. Teraz gdy jest już znakomicie
wyszkolona, nie potrzebuje żadnych specjalnych jutsu, pieczęci, czy nawet
natury chakry, po prostu z tej mocy może stworzyć wszystko co tylko zechce.
Sanini nazwali to "Szkarłatną mocą" ze względu oczywiście na jej
kolor. Niewidzialna warstwa, pokrywa całe jej ciało, dlatego jest zawsze
bezpieczna. To prawie jak obrona
absolutna Sabaku no Gaary. Oczywiście nie chroni to jej narządów wewnętrznych ani nie opóźnia procesu starzenia. To coś w stylu silnego pancerza. Ma w sobie olbrzymie pokłady tej mocy, jeszcze nigdy
nie przegrała żadnego pojedynku. Gdy przeciwnikowi kończy się chakra, ona jest
dalej w pełni sił. Przechodziła wiele prób na określenie limitu tej energii, ale
chyba takowego nie ma, mogłaby nawet walczyć tydzień bez przerwy, a ciągle byłaby
w świetnej formie.
Po jego wykładzie nastała chwila ciszy, miny
wszystkich obecnych świadczyły o pełnym niedowierzaniu i zaskoczeniu. Kiba
chyba przyjął to najciężej. W głowie miał obraz dziewczyny, cała jej delikatna
sylwetka, drobne, kształtne ciało, piękna twarz promieniująca dobrem, uroczy uśmiech
i błyszczące radosne oczy. Na myśl, że ta, z pozoru niewinna dziewczyna,
dysponuje taką zabójczą siłą, pewnie jako członkini ANBU wielokrotnie już zabijała,
zakręciło mu się w głowię. Westchnął ciężko opadając na oparcie krzesła. Naruto
przełknął głośno ślinę, a wszyscy jakby się ocucili. Czuli się trochę nieswojo wyobrażając
sobie z jaką łatwością poznana przed chwilą blondynka mogłaby ich zabić.
- Echh.. to może odpuścimy sobie ten wspólny
trening - zaśmiał się nerwowo Naruto.
Pogawędzili jeszcze trochę, na bardziej
neutralne tematy i po chwili wszyscy rozeszli się w swoje strony.
***
Siedziała na tarasie. Nad Konohą szalała
burza, błyskawice raz po raz przeszywały niebo, a grzmoty zakłócały idealny
spokój. Przed deszczem chronił ją daszek, a wszystko dookoła spowijała aksamitna
czerń nocy. Zawsze wolała łagodną poświatę księżyca od rażących promieni
słonecznych. Nocą wszystko otoczone było mrokiem i prawie nadludzką ciszą. Każdy
odległy i nawet najdelikatniejszy dźwięk zwracał uwagę i pobudzał wyobraźnię.
Nigdy nie była tak spokojna jak o zmroku. Wpatrywała się niewidzącym spojrzeniem w dal. Linie między niebem a ziemią stanowiły
wierzchołki drzew, otaczających Konohe ze wszystkich stron. Prawie jak w klatce.
Po raz pierwszy pomyślała o tym miejscu jako, terenie zamkniętym, odgradzającym
się wszelkimi sposobami od świata zewnętrznego. Wioska izolowała się, zupełnie
jak ona.
Jasny, prawie oślepiający blask błyskawicy oświetlił
postać opierającą się o barierkę na przeciwko niej. Zachłysnęła się powietrzem,
zdumiona tym, że nie wykryła intruza. Zerwała się na równe nogi i już chciała przybrać
pozycje obronną, gdy kolejny, nagły błysk światła padł na twarz intruza. Głuchy
grzmot, przypominający ryk dzikiego zwierzęcia przetoczył się nad nimi. Zakręciło
jej się w głowię i nie mogła wykonać żadnego ruchu. Osoba tak znajoma, a tak odległa,
prawie już zapomniana, zepchnięta w otchłań pamięci. Teraz stała naprzeciwko
niej w pełnej spokoju i nonszalancji pozie. Postać zbliżyła się do niej
powolnym krokiem, z takiej odległości widziała już bez problemu niespodziewanego
gościa. Osobnik podniósł powoli rękę, dotykając delikatnie jej policzka. Ich
oczy spotkały się, a ona mimowolnie wyszeptała:
- Tak tęskniłam.. - jej głos załamał się, poczuła
ścisk w gardle a do oczu cisnęły się łzy. Jedna wbrew jej woli potoczyła się po
zmarzniętym policzku. Ręka intruza z czułością wytarła słoną krople, uśmiechnął
się lekko i.. zniknął..
Zdezorientowana rozglądała się dookoła,
nawet nie zwróciła uwagi na to, że stoi na deszczu i teraz jest cała
przemoczona. Jej wzrok padł na zdjęcie spoczywające na ziemi, tam gdzie jeszcze
przed chwilą stał boleśnie znajomy osobnik. Stare, wygniecione i wyblakłe. Ich zdjęcie.
Brązowe i czarne oczy wpatrywały się w nią, jakby z wyrzutem. Wzięła je do ręki, a ono momentalnie stanęło w płomieniach. Szybko obróciło się w popiół spoczywający
teraz na jej wyciągniętej ręce, jej ostatnia pamiątka, przepadła. Po policzkach
potoczyły się, już nie hamowane łzy, rozpaczy, smutku i bólu. Wspomnienia zalały
ją falami. Wpatrzyła się w dal pustym wzrokiem. Nad jej głową szalały
błyskawice. Jakby tylko czekały na chwile słabości. Oślepiające błyski i
ogłuszające grzmoty. Potężne i nieosiągalne. Drwiły z niej. Z delikatności
wspomnień i kruchości uczuć. Z łez które kapały obficie na mokrą od deszczu
twarz. Z drżącej sylwetki i pięści zaciskanych w geście bezsilności. Z popiołu
uciekającego powoli przez szczeliny pomiędzy jej palcami. Cichy krzyk
całkowicie zagłuszony przez szydercze odgłosy burzy. Krakanie wron. A potem
cisza. Nawałnica uspokoiła się. Głuche uderzenie kolan opadających na mokrą posadzkę.
Obudziła się gwałtownie, zlana potem, zaciskając
ręce na kołdrze. Była w swojej sypialni a za oknem na bezchmurnym niebie świeciło
słońce. Westchnęła przeciągle. To tylko sen. Wstała i lekko chwiejnym krokiem doszła
do komody, w drżące dłonie wzięła ich zdjęcie. Ostatnią pamiątkę. Dowód na to, że ktoś taki w ogóle istniał i był jej przyjacielem. Wyblakłe wspomnienia z dzieciństwa
już nie wystarczały. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa, bezsilnie osunęła się na
ziemie ze zdjęciem w ręce. Policzki stały się mokre od łez, a ona wydała z
siebie krótki zduszony szloch. Słone krople gęsto spadały na fotografie osłoniętą
grubym szkłem.
Gdy już zabrakło jej łez, a oczy zaczęły szczypać,
z trudem pozbierała się w sobie na tyle by wstać i ruszyć do kuchni. Z szafki wyjęła
butelkę drogiego wina i nie zawracając sobie głowy kieliszkami, pomaszerowała
prosto do łazienki. Na środku pomieszczenia znajdowała się wielka, wpuszczona w
podłogę wanna, a całą powierzchnię jednej ze ścian pokrywała szklana tafla
lustra. Wannę wypełniła po brzegi wodą i pianą, w powietrzu unosiły się
kolorowe bąbelki. Kiedy indziej zachwycałaby się ich mieniąca barwą, ale teraz
nie miała na to ochoty. Szybko się rozebrała i już miała wchodzić do basenu, gdy
jej uwagę przykuło własne odbicie w lustrze. Blada twarz z ciemnymi worami pod
oczami, rozczochrane blond włosy opadające na chude ramiona, wystające
obojczyki, skóra o niemalże białej barwie i odcinające się od niej, wyraźne
czarne znaki na plecach. Symbole pieczęci. Zdawała sobie sprawę z reakcji jakie
wywołuje wśród przedstawicieli płci przeciwnej i jakkolwiek egoistycznie by to
nie brzmiało, czasami im się nie dziwiła. Ale była stu procentowo pewna, że ponad
połowa z tych facetów zmieniłaby o niej zdanie widząc ją rano, w podłym humorze
i po tak ciężkiej nocy. Z rozkoszą zanurzyła się w gorącej wodzie, czując
cudowne odrętwienie w całym ciele. Odkorkowała butelkę wina i pociągnęła z niej
zdrowego łyka. Wreszcie się odprężyła. Parsknęła z rozbawienia pod nosem. Zatapiała
smutki pijąc do lustra. Dosłownie.
* Stworzony przeze mnie. Namida no Kuni - Kraj Łzy.
Hmm.
OdpowiedzUsuńTrochę ukoloryzowałaś ją mówiąc, że jest praktycznie nieśmiertelna xd
Znalazłam kilka błędów, ale przecież każdy je popełnia ;)
Noo faktycznie trochę to tak zabrzmiało.. Wprowadziłam pewne zmiany i mam nadzieję, że teraz inaczej brzmi ta wypowiedź ;D
OdpowiedzUsuńNo no, niezła ta moc ^^ Też chcę :< Niech się nie zapija XD
OdpowiedzUsuńDziwna na Anayanna... Pierw muszę Ci powiedzieć, że nie lubię postaci doskonałych... Nieśmiertelnych, którzy nie mają słabych stron. Mam nadzieję, że Ana' takowe ma.
OdpowiedzUsuńKim był ten czarnooki facet? Może Itachi?
Świetny rozdział. Bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńTeż mnie bardzo zastanawia kim jest ten facet no..>.<
Trochę dziewczyna ma powodzeniem nie powiem że nie. Też bym tak chciała. xd
Mam nadzieję, iż dowiem się czegoś więcej czytając kolejny rozdział. ;);)
Znowu się wciągnęłam ;) Uwielbiam takie długie opisy. A jeszcze bardziej uwielbiam, gdy pisze je ktoś, komu to wychodzi i robi to bardzo dobrze ^^ Bardzo intryguje mnie Anayanna. Nie wiem czy już pisałam, że nigdy za bardzo nie przepadałam za opowiadaniami w których wśród bohaterów z Naruto był dodany ktoś "nowy", jednak tutaj to jakoś tak.. pasuje i mnie wciąga :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Smacznego Jajka!