Ale jak złapać cię, gdy wyciągam dłoń, ty wymykasz mi się z rąk.
Marta Bijan - Milcząc
Wybudzenie się
ze snu było w jej przypadku jak wynurzenie na powierzchnię, po całej wieczności
spędzonej pod wodą. Miała wrażenie, że na jej powiekach spoczywa przeraźliwy
ciężar i z wielkim wysiłkiem otworzyła w końcu oczy, po kilku nieudanych
próbach. Natychmiast jednak je zmrużyła, bo uderzenie jasnego światła było jak
setka ostrzy, wbijająca się gwałtownie w jej wrażliwe źrenice. Odetchnęła
ochryple i podniosła do siadu, ze zdziwieniem rejestrując, że znajduje się w
łóżku, niekoniecznie wygodnym, ale za to w miarę czystym i ciepłym.
Pomieszczenie w którym spała było małe i raczej ponure, z wielkim oknem tuż na
przeciwko niej i rozsuniętymi, matowymi firanami.
- No królewno,
wreszcie zaszczyciłaś nas swoją obecnością.
Zasłaniając ręką
oczy i marszcząc brwi, odwróciła się w stronę nieznośnie donośnego głosu. Widząc
znajomy, kpiący uśmieszek, wykrzywiła się, na co mięśnie jej twarzy
zaprotestowały. Zdawało jej się, że cała jej skóra jest boleśnie opuchnięta i
nabrzmiała, a zapanowanie nad kończynami wymaga wysiłku, który w tym momencie
zdecydowanie ją przerastał.
Opadła z
powrotem na pościel, podciągając koc pod szyję i chowając buzię w jego
szorstki, gryzący materiał. Ten lekki dotyk sprawił, że prawie jęknęła z bólu,
święcie przekonana, że jej policzki zaraz spłyną krwią z głębokich zadrapań
- Co ja tutaj
robię? – wycharczała, ledwo słyszalnie nawet dla samej siebie.
Głos zarechotał
złośliwie, a dźwięk ten boleśnie wwiercał się w jej czaszkę i niemalże
przebijał bębenki uszne.
- Powinnaś
zapytać, czego ty tu właściwie nie robisz – padła w końcu odpowiedź, a głos
zbliżył się, dobiegając nagle ze zdecydowanie zbyt małej odległości. – No cóż,
na pewno nie robisz tego, co dobrze urodzone dziewczątka robić powinny.
Znaleźliśmy cię w samym środku tego cyrku, zalaną w trupa, wesolutką i ze
zdecydowanie podejrzanie wyglądającym białym proszkiem pod noskiem – głos
przemienił się nagle w głosik, zwodniczo słodki i zatroskany – Jak się czujesz
skarbie? Bo wyglądasz jak wrak.
- Daj jej spokój
kretynie – odezwał się nagle kolejny głos, bardziej szorstki i niski, a drzwi
pomieszczenia zatrzasnęły się za jego właścicielem. - Lider kazał nam się nią
zająć, a nie dodatkowo dobijać. Nie żebym oczekiwał po tobie jakiegokolwiek
zrozumienia.
- Odezwał się,
pan wrażliwy – prychnął gniewnie ten pierwszy osobnik.
- Hidan stul ten
pieprzony pysk bo nie ręczę za siebie – wymamrotała w końcu Anayanna,
otwierając oczy i mierząc pochylającą się nad nią postać bezlitosnym
spojrzeniem.
- No i to
rozumiem! – ucieszył się Hidan, obdarzając ją szerokim uśmiechem. – Rzygać mi
się chcę kiedy widzę cię taką wymemłaną.
- A mi się chcę
rzygać za każdym razem jak cię po prostu widzę – odezwał się ponownie Kakazu,
wypowiadając głośno to co Anayanna miała na końcu języka. Zerknęła na
zamaskowanego mężczyznę z aprobatą, ale on zignorował ją, jak zwykle zresztą.
- Możesz mi... –
Hidan urwał, krzywiąc się teatralnie – fuj. Albo lepiej nie.
Kakazu
przewrócił tylko oczami z irytacją, ale nie skomentował tego, najwyraźniej
przyzwyczajony już do durnowatego zachowania swojego towarzysza.
- Powie mi ktoś
wreszcie jak się tu znalazłam? – zniecierpliwiła się Anayanna.
- Lider rozkazał
nam zgarnąć cię po drodze na naszą misję. Znaleźliśmy cię w samym środku jakiegoś
festiwalu w Kraju Ognia. Zaufaj mi, nie chcesz znać szczegółów.
Pomimo tego, że
wczorajszy wieczór stanowił w jej pamięci jedną wielką czarną dziurę, aktualny
stan jej ciała był wystarczającą wskazówką co do wcześniejszych wydarzeń.
- Znudziło mi
się to – oznajmił Hidan, gdy była w połowie drogi do skraju łóżka, z którego
starała się sturlać. Najwyraźniej miał na myśli męczenie jej z samego rana. –
Idę na dół, przydałoby się coś do żarcia.
W tym samym
momencie Anayanna zerwała się z podłogi, na której chwilę wcześniej kucała,
próbując zmusić się do wstania i pognała do otwartych drzwi łazienki. Hidan
zarechotał, słysząc wstrząsające nią, gwałtowne torsje i wyszczerzył się do
beznamiętnego Kakazu.
- Idziesz
cukiereczku? – wyszli z pomieszczenia, a Hidan nie omieszkał głośno zatrzasnąć
za nimi drzwi.
Anayanna oparła
policzek o chłodne kafle na ścianie, wpatrując się bezmyślnie w przestrzeń.
Objęła się rękami, bo kiedy tylko jej dłonie zyskiwały trochę swobody,
zaczynały dygotać w szaleńczych drgawkach. Hidan może i był denerwującym
dupkiem, ale miał rację w jednym – czuła się jak cholerny wrak. Jakby wszystkie
jej wnętrzności nagle wyparowały, pozostawiając ją pustą i niezdolną do życia,
z możliwością do dalszego poruszania się i tylko sprawiania wrażenia, jakby
wszystko było w porządku. Wydawało jej się, że nawet krew przestała krążyć w
jej żyłach. Oczywiście, niewiele miało to wspólnego z rzeczywistością.
Sprawdziła.
Stojąc przed
lustrem, prawie nie rozpoznawała własnej twarzy. Pod jej przekrwionymi oczami
nie tyle malowały się cienie, co ciemne, głębokie sińce, ale i tak były one
niczym, w porównaniu z opuchniętą, nabrzmiałą skórą i krwiakami na jej
policzkach. Naprawdę, wolała nie pamiętać co się wczoraj działo.
Długo kucała pod
prysznicem, pozwalając by zimna woda spływała jej po plecach i wpadała do
otwartych ust. W końcu ponownie stanęła na środku łazienki, mocząc kafelkową
podłogę i powolnymi ruchami wycierając się ręcznikiem znalezionym w szafce.
Wyżęła długie włosy, czując pod palcami ich sztywność i nie bawiąc się w
rozczesywanie, przerzuciła je na plecy, pozostawiając do wyschnięcia. Kątem oka
zerknęła na swoje wcześniejsze ubranie, natychmiastowo rezygnując z pomysłu
jego ponownego użycia, gdy dostrzegła rdzawe plamy czyjejś krwi, resztki
wymiocin i inne, bliżej niezidentyfikowane substancje. Dodatkowo cuchnęło
alkoholem na sporą odległość. Wróciła do opuszczonego pokoju, nie kłopocząc się
swoją nagością i rozejrzała po jego wnętrzu. Oczywiście, oprócz podróżnych
plecaków Kakazu i Hidana nie było w nim innych toreb, bo nie pomyślano o tym,
by zabrać jej jakieś rzeczy na zmianę. Mechanicznie zaczęła krążyć po
pomieszczeniu, mając do dyspozycji niewiele wolnej przestrzeni, bo większą jego
część zajmowały meble. Wyposażenie też nie było bogate, bo składało się z
łóżka, wysłużonej kanapy, stolika z dwoma krzesłami i niedużej szafy. Robiła
właśnie któreś z kolei okrążenie, gdy jej wzrok padł na okno. A raczej to co
znajdowało się za nim. Doskoczyła do torby któregoś z członków Akatsuki i z
bocznej kieszeni wyjęła zapasową kaburę. Potem otworzyła na oścież okno,
wychodzące na wąskie przejście między sąsiadującymi ze sobą budynkami.
Ustawiając drżącą rękę pod odpowiednim kątem, wyrzuciła shurikena, a potem
kilka kolejnych, zanim w końcu udało jej się trafić do celu. Sznur na pranie
zerwał się ze ściany na przeciwko i zawisł na haczyku, tuż obok jej okna.
Anayanna wychyliła się, wciągając go częściowo do środka i przeglądając jego
zawartość. Jak na złość był wypełniony tylko bielizną, ale nie narzekała, bo i
tak w sumie jej się poszczęściło. Zdjęła z niego majtki i biustonosz, które na
oko odpowiadały jej rozmiarowi i decydując się na zrezygnowanie ze zbytniej
bezczelności, przywiązała do jego końca kunai, biorąc zamach i wbijając go w
sąsiednią ścianę.
Po częściowym
uzupełnieniu na sobie deficytu odzienia, zaczęła szperać w plecaku, który
zidentyfikowała jako ten należący do Hidana. Nie było to specjalnie trudne
zadanie, biorąc pod uwagę nabazgrane markerem symbole Jashina na jego wierzchu i
coś do złudzenia przypominającego zaschnięty ludzki palec, w jednej z mniejszych
kieszeni. Ostrożnie przejrzała jego ciuchy, szerokim łukiem omijając bieliznę i
mentalnie załamując ręce, nad sposobem w jaki Hidan się pakował. Czy raczej
zwijał wszystko w kulki i wrzucał jak popadnie. W końcu założyła na siebie
ciemne bojówki z licznymi kieszeniami (długością odpowiadające jej w sam raz,
więc prawdopodobnie były dla Hidana rybaczkami) i lekko potarganą u dołu
podkoszulkę bez rękawów. Znalazła nawet skórzany pasek, z czego była bardzo
zadowolona, bo spodnie zsuwały jej się z bioder przy najmniejszym ruchu.
Pomimo tego, że
przetrząsnęła każdy centymetr kwadratowy zarówno pokoju jak i łazienki, nie
znalazła nigdzie swoich butów, a naprawdę nie miała teraz siły by zastanawiać
się nad tym, gdzie się podziały. Zapełniła więc kieszenie bronią znalezioną w
plecakach, dodała do tego kilka zwojów do pieczętowania, oraz zwitek pieniędzy. Po czym wspięła
się na parapet, prawie natychmiast tracąc równowagę i niemalże wypadając na
zewnątrz. Odetchnęła głęboko, kurczowo ściskając okienną ramę, a potem
zeskoczyła, postanawiając nie zwlekać i nie kusić losu. Wylądować udało jej się
bez większych problemów, choć w pewnym momencie niebezpiecznie wygięła jej się
kostka. Przeklinając w duchu na wszystko, a zwłaszcza swoją uszczerbioną
sprawność, pozbierała shurikeny leżące na ziemi i wyszła na główną ulicę,
znajdującą się u wylotu przejścia.
Wioska w której
się znajdowała była mała i prawdopodobnie niewiele znacząca dla świata.
Zamieszkiwali ją cywile, a jedynymi wojownikami, których można tu było znaleźć
byli przejezdni shinobi albo wędrujący samotnie najemnicy.
Nie mniej jednak
główna droga była zatłoczona, bo przy jej bokach usytuowane były liczne
stragany i tłumy ludzi robiło zakupy, albo po prostu tędy przechodziło, bo
wioska znajdowała się na ich szlaku. Anayanna wtopiła się w tłum, wsuwając
dygoczące dłonie do kieszeni i zdecydowanie nie kłopocząc się tym, że ktoś ją
rozpozna, bo w obecnym stanie sama do końca tego nie potrafiła. Przystanęła na
moment przy ścianie obwieszonej licznymi listami gończymi, po zaledwie
sekundzie, odnajdując na niej własną twarz. A raczej twarz kogoś kim była
wcześniej, już na pierwszy rzut oka wypoczętą, zdrową i zadbaną. Pod zdjęciem
znajdowała się kwota, która na moment wybiła ją z równowagi, choć ten szok był
niczym, przy tym, którego doznała po zapoznaniu się z dopiskiem, że jest
‘wysoce niebezpieczną personą, którą przy bliższym spotkaniu należy
natychmiastowo obezwładnić, a najlepiej bez wahania pozbawić życia’. Zaskoczenie
minęło równie szybko jak się pojawiło, w momencie, gdy Anaynna zdała sobie
sprawę z tego, że to wszystko prawda. I nawet jeśli doskonale to rozumiała, ba,
sama do tego wszystkiego doprowadziła, odchodząc od ściany nie mogła pozbyć się
minimalnego uścisku w brzuchu.
Decydując się
nie tracić więcej czasu, bo kamienne podłoże zaczęło już porządnie dawać się we
znaki jej bosym stopom, nie mówiąc już o kilku razach, gdy została podeptana,
przystanęła przy straganie oferującym odzież przystosowaną do walki. Takie
sklepiki musiały nieźle zarabiać w miejscowościach, przez które przewijało się
mnóstwo shinobi, wracających z misji, wyruszających na nie, lub w ich trakcie.
Błyskawicznie
wybrała wysokie, czarne buty, całkowicie zabudowane, o grubej podeszwie, i jak
głosiła reklama, z czubem i piętą nabijanymi metalem. Faktycznie, buty były
ciężkie, ale też stabilnie przytrzymywały kostkę i były bardzo wygodne.
Po szybkim
przejrzeniu oferty straganu, dorzuciła do tego jeszcze podkolanówki z uchwytami
na broń, skórzane rękawiczki bez palców, ochraniacze na łokcie i, po krótkim
namyśle, okulary przeciwsłoneczne. Palące słońce sprawiało, że jej obolałe oczy
wręcz płonęły. Zapłaciła za zakupy i szybko usunęła się w cień bocznej uliczki,
gdy do straganu podeszła duża grupa shinobi. Czoło każdego z nich zdobiła
przepaska z symbolem Konohy.
Kompletnie
odziana i uzbrojona, rozejrzała się po najbliższym otoczeniu. Po chwili rozważania, a także sekundzie zawahania, bo jeszcze do końca nie kontrolowała
swojego ciała, rozpędziła się, wskoczyła na wielki kubeł na śmieci i wybijając
się w tył, wykręciła salto, zatrzymując się na parapecie okna na którymś
piętrze. Po czym bez chwili zwłoki, ponownie mocno się odbiła, lądując na dachu
sąsiedniego budynku. Odsunęła się od krawędzi i ukucnęła, czekając, aż miną
zawroty głowy. A przynajmniej te większe, bo od momentu pobudki, jej czaszka
bezustannie pulsowała bólem.
Postawiła sobie
za cel jak najszybciej oddalić się od wioski na znaczną odległość, więc nie
miała zamiaru przeciskać się przez tłum tam na dole. Nie była jedyną której się
spieszyło, w różnych odległościach i kierunkach dostrzegała kilka
przemykających po dachach sylwetek. Jako, że tak naprawdę nie miała pojęcia
gdzie się znajduje – wiedziała tylko, że nadal w Kraju Ognia, Kakazu i Hidan
nie mogli przetransportować jej w ciągu jednej nocy zbyt daleko – ani nie
posiadała żadnego konkretnego celu podróży, rzuciła się na chybił trafił,
wskakując na piętro niższy budynek i biegnąc dalej, w stronę zwartej ściany
lasu, jakiś kilometr za krańcem wioski.
Bez większego
problemu pokonała ostatnie budynki i zeskoczyła na ziemię, nie przerywając
biegu. Adrenalina buzująca w jej żyłach skutecznie przeganiała zmęczenie i wszechobecny
w jej ciele ból, pozostawiając jej organizm przyjemnie rześkim i świeżym.
Zdawała sobie jednak sprawę, że taki stan rzeczy nie potrwa długo i wkrótce
może zupełnie opaść z sił, dlatego starała się jak najbardziej oddalić od
granic wioski.
Przekraczając w
końcu linię drzew, poczuła się względnie bezpieczna i co ważniejsze, uwolniła
od prażącego niemiłosiernie słońca. Nie ściągnęła jednak okularów, bo
skutecznie chroniły jej nadwrażliwe oczy przed ostrym wiatrem. Podskoczyła w
biegu i chwyciła się jednej z niższych gałęzi potężnej topoli, po czym
podciągnęła i wyrzucając do góry nogi, wskoczyła na jej wierzch. Powtórzyła tę
czynność kilkukrotnie, kontynuując bieg, gdy znalazła się już w koronie drzewa.
Kilka spokojnych minut wypełniały jej odgłosy lasu i jej miarowy oddech. Szybko
weszła w odpowiedni rytm i skakanie z gałęzi na gałąź nie sprawiało jej
większego kłopotu. Poczuła się niemal zrelaksowana.
A potem coś
ciężkiego wpadło na nią z boku i runęła na ziemię, przygnieciona czyimś
ciężarem, nie mając nawet możliwości by się obronić albo chociaż zamortyzować
upadek. Nowa fala bólu rozniosła się po jej ciele i mimowolnie zacisnęła
powieki, jęcząc cicho, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu, ani zaczerpnąć
głębszego oddechu, bo jej płuca sprawiały wrażenie wgniecionych w ziemię i
dodatkowo przybitych do niej żebrami. Z trudem wydobyła z kieszeni kunai i
wbiła go w bok napastnika, spychając go z siebie i wyginając ciało w łuk, gdy
wreszcie mogła ciężko odetchnąć. Jej ruchy były powolne i obolałe, gdy
podnosiła się do siadu i ten mizerny akt samoobrony udał jej się tylko dlatego,
że ten drugi wydawał się równie oszołomiony upadkiem co ona. Cóż, to ona go
zamortyzowała, więc zamierzała teraz nadrobić punktację we wzajemnym zadawaniu
sobie bólu. Dobyła kolejnego noża, po czym otworzyła oczy, zsuwając z nosa
okulary.
- Kretynka –
warknął znajomy głos, zanim zdążyła zadać pierwszy cios.
- Hidan?
Mężczyzna
właśnie podźwigał się na rękach, sycząc przez zaciśnięte zęby i wyrywając
ostrze, tkwiące w jego ciele. Usiadł ciężko na przeciwko niej, mierząc ją
morderczym spojrzeniem.
- No kurwa wczas
– wycedził. Kunai wypadł z ręki Anayanny, a ona sama oparła się o pień drzewa,
czując jak właśnie opuszczają ją resztki sił.
- Co ty do
cholery odwalasz? – nie potrafiła nawet wykrzesać z siebie odrobiny gniewu,
chociaż postarała się nadrobić braki w intonacji wzrokiem – Mogłeś mnie
zabić!
- Szczerze
mówiąc nawet chciałbym to zrobić – odszczeknął się Hidan, podnosząc
zakrwawionego kunaia i rzucając go w nią, zanim zdążyła zareagować. Ostrze
wbiło się w drzewo, milimetry od jej głowy.
Anaynna
wciągnęła powietrze z głośnym sykiem, błyskawicznie chwytając broń leżącą obok
i również się zamachując. Hidan nawet nie drgnął, a ona i tak chybiła o dobre
kilka centymetrów. Wybuchnął szyderczym śmiechem i zanosił się nim głośno, aż z
kącików jego oczu popłynęły łzy. Otarł je kciukiem i potem wsadził go sobie do
ust, zlizując słone krople.
- Żałosne –
powiedział, dalej wyraźnie rozbawiony. – Nie potrafisz nawet dobrze wycelować
cholernym nożykiem, a wyruszasz w podróż dookoła świata? Obudź się śpiąca
królewno, kogo chcesz oszukać? W tych lasach aż się roi od łowców głów, a za
twoją, złotko, wyznaczono naprawdę rekordową nagrodę. Cholera, sam bym się na
nią skusił, a co dopiero Kakazu – zachichotał znowu, kiwając się lekko w przód
i w tył.
- Dam sobie
radę, nie musisz się o to martwić – odparła lodowato. – Nie potrzebuję
cholernych nianiek, przekaż z łaski swojej Liderowi, żeby z tą troską się
pocałował...
- Ach, więc tu
cię boli! – przerwał jej, wykrzywiając usta w szelmowskim uśmiechu. – Zraniona
duma i te sprawy? Pewnie uważasz, że traktujemy cię jak dziecko... biedactwo.
Się kurwa najpierw zastanów czy nie mamy powodów. Poważnie, myślałaś że
zawojujesz w tym stanie świat? Ledwo się trzymasz na nogach.
To nie była do
końca prawda, biorąc pod uwagę, że Anayanna siedziała, ale sam przekaz
dokładnie pasował do jej obecnego stanu.
Hidan podniósł
się w końcu, po czym, w zupełnie nie podobnym do siebie geście, wyciągnął w jej
stronę rękę, oferując pomoc. Pomimo swojej dumy, natychmiast ją przyjęła, bo
nie była głupia i zdawała sobie sprawę, że samej trochę jej to zajmie.
Pociągnięta przez jego silne ramię, nie musiała marnować resztki swoich sił i
dlatego prawie się nie zachwiała, gdy stanęła już na równych nogach.
- Jak mnie
znalazłeś?
- To nie było
trudne – prychnął głośno, przyglądając jej się nieobecnym wzrokiem – moc
wycieka z ciebie jak z dziurawego wiadra, masz szczęście, że nikt w okolicy jej
nie zna, bo już byś miała małą armię na ogonie... Hej, czy to są moje ciuchy?
- Możliwe...
- No chyba kurna
więcej niż możliwe, znam swoje szmaty.
- Jeśli ci to
przeszkadza mogę je oddać – odparła Anaynna, unosząc prowokująco brew i rąbek
koszulki.
Hidan zamruczał
i uśmiechnął się lekko, w niepodobny do siebie, leniwy sposób.
- Chociaż w innych okolicznościach nie miałbym
nic przeciwko tym widokom, teraz muszę odmówić. Jakoś mam wrażenie, że nie
powinnaś się rzucać w oczy, a na pewno to zrobisz, paradując po wsi nago. No i
wreszcie wyglądasz jak kunoichi – dodał, z uznaniem mierząc wzrokiem jej bojowe
buty, ochraniacze i broń, powtykaną w każdą możliwą przestrzeń jej stroju. – To
nie to co te twoje zwykłe zwiewne szmatki... Chociaż wygląd a umiejętności to
już dwie różne sprawy... auć! – urwał, gdy uderzyła go w ramię – nie łaskocz!
- Kiedy dojdę
już do siebie, skopię ci dupę – obiecała Anayanna.
- Nie rób mi
nadzieji skarbie. A teraz wskakuj – westchnął zniecierpliwiony, gdy rzuciła mu
niezrozumiałe spojrzenie. Odwrócił się do niej plecami. – No już, bo nie mam
zamiaru wlec się twoim tempem. To zajęłoby nam wieki, a Kakazu już się nie
cierpliwi. Pewnie nie może się doczekać aż cię ojebie za zwinięcie hajsu.
Jej duma kolejny
raz została wystawiona na próbę i przegrała z rozsądkiem, bo po nadwyrężającym
jej wątłe siły biegu, naprawdę nie sądziła, by była teraz w stanie przejść całą
tę drogę z powrotem, nie mówiąc już o biegu. Dodatkowo w głowie ponownie
zaczęło jej łupać, mięśnie ją rwały, a oczy łzawiły, więc nie widziała innego
wyboru. Wskoczyła Hidanowi na barana, owijając dłonie wokół jego szyi i prawie
zupełnie przypadkowo go podduszając.
- Hej, to może
umilę ci drogę opowiadając historię tego paska, który masz na sobie? –
zaproponował, po tym jak ją przeklął i kazał poluzować uścisk, bo inaczej utopi
ją w jakiejś mijanej kałuży. – No więc zwykle wykorzystuję go do związywania
rąk moich... auu! Za co znowu?!
*
Anayanna
siedziała w zadymionym barze, umiejscowionym na parterze gospody, w której
wynajmowali pokój. Choć część mieszkalna prezentowała się jako tako, pijalnia
znacznie odbiegała od tych standardów, podpadając raczej pod kategorię zwykłej
meliny. Była duża, ale zagracona masą niedomytych stolików i kulawych krzeseł.
Brudne okna zasłaniały równie brudne firany i paliło się tylko kilka żarówek w
wielkiej zakurzonej lampie, więc wokół panował półmrok. Idealne miejsce do przeprowadzania szemranych interesów, goszczące już na pierwszy rzut oka podejrzaną klientelę,
więc nic dziwnego, że członkowie Akatuki poczuli się tu jak w domu.
Kakazu już od
dłuższego czasu ogrywał w pokera grupkę jakichś obdartych hazardzistów, a Hidan
flirtował przy barze z roznegliżowaną kobietą. Anayanna natomiast,
siedząc na ławie w kącie, paliła papierosa za papierosem, popijając piwo i
umilając sobie czas, uważnym przyglądaniem się każdej obecnej w środku osobie.
Jej obserwacje nie wywołały jeszcze awantury tylko dlatego, że ciemne szkła
okularów zasłaniały jej oczy i nikt nie mógł jej oskarżyć o zbyt nachalne podglądanie.
Do środka wszedł
właśnie mężczyzna, z obszernym kapturem czarnej bluzy, naciągniętym na głowę.
Nie wyglądało to bynajmniej podejrzanie, bo w tym miejscu wiele osób kryło
swoje twarze. Rozejrzał się wokół i ruszył prosto do jednego ze stolików w
głębi sali, nawet nie udając, że jego zamiary są czyste i legalne. Szedł pewnym
siebie krokiem, pełnym zwinności ale i rozwagi, więc Anayanna już na pierwszy
rzut oka wiedziała, że jest wyszkolonym ninja, a nie jednym z tej bandy
obdartusów-zabijaków, tytułujących się dumną nazwą najemników.
Tajemniczy ninja
przysiadł się do stolika mężczyzny, którego Anayanna obserwowała przez chwilę
jakiś czas wcześniej, ale szybko jej się to znudziło, bo od momentu jej
przyjścia tutaj nie drgnął ani o milimetr. Teraz jednak skinął głową na shinobi
i wsunął rękę do wewnętrznej kieszeni kurtki. Kiedy tamten przesunął mu po
stole kilka zmiętych banknotów, mężczyzna położył przed nim małe zawiniątko i
chowając pieniądze, wrócił do swojego bezruchu.
Ninja wstał i
skierował się do wyjścia, a Anayanna w tym samym momencie ukucnęła na ławie,
otworzyła okno i wyślizgnęła się na zewnątrz.
Śledzenie go nie
stanowiło większego problemu, bo skręcił w ciemną alejkę kilka metrów dalej.
Ruszyła za nim, odchrząkując teatralnie gdy tylko zostali sami, w ciasnej
przestrzeni między dwoma budynkami.
Mężczyzna
natychmiast się odwrócił, a jego rozbieganemu wzrokowi zajęło chwilę skupienie
się na jej sylwetce. Anayanna zacmokała z dezaprobatą, wyciągając przed siebie
rękę.
- Liczyłam na
to, że się podzielisz – wyjaśniła zdawkowo, ignorując jego pozycję obronną i
oczy, błyszczące bystro spod krawędzi kaptura. Oprócz nich widziała tylko jego
wystający podbródek, pokryty rzadkim ciemnym zarostem. – Ale teraz widzę, że
chyba jednak będzie lepiej jak oddasz mi wszystko. Co za dużo to nie zdrowo,
nie uważasz?
Mężczyzna
prychnął lekko, prostując się i najwyraźniej dochodząc do wniosku, że nie
stanowi dla niego zagrożenia.
- Nic za darmo
laleczko – oświadczył grubym, szorstkim głosem. Tak jakby nie zdawała sobie z
tego sprawy, ale Kakazu skonfiskował jej podprowadzone pieniądze, z miną
surowego rodzica, obdzierającego dziecko z kieszonkowego.
- Więc jaką
walutę proponujesz? – spytała zalotnie, bardziej wyczuwając, niż dostrzegając w
ciemnościach, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu.
Zanim zdążył
odpowiedzieć, albo chociaż zorientować się w sytuacji, pokonała dzielącą ich
odległość i wymierzyła mu potężnego kopniaka z półobrotu. Jej nowe buty
doskonale sprawdzały się w akcji, czego dowodem był głośny chrupot łamanej
szczęki. Zadowolona, że wreszcie wraca jej sprawność i koordynacja ruchowa,
poczekała cierpliwie aż mężczyzna zwali się na ziemię, zahaczając przy okazji
głową o betonową ścianę. Potem wyjęła z jego kieszeni foliowy woreczek,
rozerwała go i podrzuciła do góry kilka kolorowych pastylek, następnie łapiąc
je w usta i połykając.
Po cichej
uliczce poniosło się echo powolnego, drwiącego klaskania. Anayanna zerknęła
przez ramię, wzdychając ciężko.
- Znowu ty? –
rzuciła w stronę Hidana, opierającego się swobodnie o mur nieopodal.
- Widzę, że
wszystko wraca do normy.
Podszedł do niej
i ukucnął przed nieprzytomnym mężczyzną, ściągając mu z głowy kaptur. Ich oczom
ukazała się wygięta szczęka, przykryta krzywą, niezadbaną bródką,
półprzymknięte, brązowe oczy i krótkie ciemne włosy.
- I co my tu
mamy? – Hidan przyjrzał mu się z uwagą, po czym wyjął zza pazuchy małą
książeczkę bingo i przewertował ją szybko. Zatrzymał się na zdjęciu
poszukiwanego shinobi, do złudzenia przypominającego tego przed nimi, ale
wyglądającego o wiele zdrowiej i porządniej. – Nagroda za niego prawie
dwukrotnie przewyższa to co zwykle dostajemy od Lidera za misję... Wujaszek
Kakazu się ucieszy – podniósł wzrok, napotykając niezrozumiałe spojrzenie
Anayanny. - W miejscach takich jak to aż roi się od jemu podobnych typków.
Możesz wybierać kandydatów na ślepo i przynajmniej za połowę z nich zgarniesz
niezłą sumkę – wyjaśnił, prostując się i patrząc na nią z góry. – Spadaj do
środka, zajmę się nim.
Wyjątkowo nie
zaprotestowała, wzruszając ramionami i już po chwili ponownie znajdując się w
dusznej i przepełnionej alkoholowymi oparami sali. Usiadła na wcześniejszym
miejscu, wyciągając nogi na miejscu na przeciwko i poprawiając okulary na
nosie, by gryzący dym nie szczypał jej w oczy. Zapaliła kolejnego papierosa z
pogniecionej paczki leżącej na stole, by choć na chwilę zająć czymś drżącą
dłoń. Dopijała właśnie wygazowaną resztkę piwa, gdy do baru wszedł Hidan,
zmierzając w jej stronę. Ledwo usiadł obok, a przed jej nosem wylądował wypełniony
po brzegi talerz z parującą kolacją. Anayanna uniosła wzrok na stojącego po
drugiej stronie stołu Kakazu, patrzącego na nią uważnie tymi toksycznie
zielonymi oczami, pozbawionymi źrenic czy tęczówek.
- Jeść i spać –
poinformował ją beznamiętnie, zakładając ręce na potężnej piersi i najwyraźniej
czekając na jej głośne protesty.
Anayanna za to
uśmiechnęła się szeroko, rozrywając pałeczki i pochłaniając pierwszą porcję
ryżu z ostrym sosem.
- Dobrze tato –
odparła pogodnie, z pełnymi ustami.
Kakazu zmrużył
ślepia, przenosząc pełen wyrzutów wzrok na Hidana.
- Idiota. Miałeś
przypilnować, żeby się znowu nie naszprycowała, a nawet tego nie potrafisz. Ja
już mam to w dupie, sam się będziesz tłumaczyć Liderowi – i odwrócił się na
pięcie, odchodząc. Anayanna zaśmiała się cicho, patrząc z rozbawieniem na
wyraźnie krzywiącego się Hidana.
- Zamknij się –
rzucił, zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek i splunął do przepełnionej
popielniczki, w której właśnie zadusiła końcówkę papierosa.
*
- Zwijaj dupę z
wyra, bo ten cholerny zrzęda nie przestanie jojczeć – usłyszała Anayanna tuż nad sobą,
wyrwana ze snu bladym świtem.
- Gdzie idziemy?
– spytała nieprzytomnie, chowając twarz w pościeli.
Zamiast
odpowiedzi, otrzymała chłód poranka, w postaci zrywanego z niej koca. Poderwała
się do siadu, automatycznie zaciskając dłoń na trzymanym pod poduszką nożu.
Tuż przed nią
pojawiła się nagle gęba siedzącego obok Hidana, wyszczerzona w szerokim,
maniakalnym uśmiechu.
- No jak to
gdzie? – zepchnął ją z łóżka trzonkiem swojej wypolerowanej, lśniącej kosy. –
Zapolujemy na dwuogoniastego!
____________________
Znowu do akcji wkracza Hidan i znowu nawet nie zauważam kiedy w szaleńczym tempie powstaje mi calusieńkie 9 stron rozdziału! Czujecie zależność? Chyba zmienię głównego bohatera opowiadania xD
A tak poza tym to bla bla szkoła, bla bla nauka i tak dalej, jak tam samopoczucie po ponad dwóch tygodniach? Ja ciągle się przystosowuję.
Ściskam mocno, buziaki ♥
Ano, moja droga Ano! Przepraszam Cię za moje spóźnienie, ostatnio kompletnie nie mam na nic czasu, ale Ty to wiesz - maturzystka, nie? ;3 ja dopiero za dwa lata, ale cóż... nie mogę się jakoś przystosować xD
OdpowiedzUsuńCieszę się, że napisałaś ten rozdział, bo tak szczerze sądziłam, że nie zobaczę tu niczego przez następne kilka miesięcy. A tu taka niespodzianka, rób mi je częściej ♥
Hidana tak pełno, ojeeeej :3 Całe to wybudzanie się ze snu i to ogarnianie rzeczywistości było czystą zajebistością, serio, mogłam to sobie bez problemu wyobrazić. Uwielbiam więź Hidana i Anayanny, niby tacy wredni dla siebie, ale połączyło ich coś ważnego (czasem ich shippuje bardziej niż Itachiego z Aną, ale cii ;-;).
Na golasa po pokoju, i jeszcze potem te ciuszki Hidana - zaradna dziewczyna, nie ma co! Nawet z opuchniętą twarzą jest śliczna, nie ma co się przejmować.
Uwielbiam jak opisujesz relację Hidana z Kakuzu, ubóstwiam :D Te ich przekomarzania, co z tego, że się nienawidzą XD Gdzieś musi istnieć ta partnerska więź, no! (jak to brzmi, Bosze... )
Gdy czytałam fragment, kiedy to nasza bohaterka czytała o sobie, o cenie jaką jest warta... kurde, przykro się robi. Zawsze mi szkoda takich bohaterów, no bo co, nie są tacy źli do końca! Mają w sobie człowieczeństwo, nawet taki Hidan, który ratował Anę w lesie (awwwwww!). Tylko niepotrzebnie pieprzy o tych swoich podbojach i paskach, przecież tak nie poderwie Anayanny!
Podobała mi się ta atmosfera w klubie, samo to zobojętnienie Any, papierosy i reszta i ta "opiekuńcza" kwestia Kakuzu ;3
Polowanie na dwuogoniastego? Z Hidanem? No, cóż, będzie ciekawie! I znów to czekanie :c Nie zmieniaj Hidana na głównego bohatera, możesz ewentualnie zbudować tu jakiś trójkącik - nikt nie będzie miał nic przeciwko :*
Przystosowuj się tam, trzymaj się i w ogóle :3
Pozderki ♥
Hm hm hm nie przeczę, że może niedługo pojawi się coś nowego, bo jakoś tak ostatnio ponownie zapałałam namiętnością do tego opowiadania, a dodatkowego kopa dodaje mi ponowny udział Hidana i nowiusieńki szablon *.*
UsuńTe a może ja tu ukręcę jakiś trójkącik xD bo co rozdział na przemian trzeba się przerzucać z sympatii do Itasia na Hidana... po co tak komplikować sobie życie? xD
Hahahah uwielbiam moment o pasku, nie mogłam sobie tego darować!
O kurde, widzę, że sama proponujesz mi takie rozwiązanie... tylko co na to Itachi? xD
Dziękuję za komentarz, buziaki ;3
TRÓJKĄCIK PLS ;_;
UsuńOto co o twoim pomyśle myśli Itachi:
Usuńhttp://fc01.deviantart.net/fs71/f/2011/241/2/f/itachi_no_facepalm11_8dd_by_tayui-d48957n.png
xD
Jeszcze się zdziwi <3
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału ^^
UsuńUwielbiam Twój styl pisania bo cały czas coś się dzieje! A tu bielizna na sznurku w pokoju się pojawia, a tam Hidan zaczyna gawędzić o pasku... Dobra, wystarczy xd
Masz genialne pomysły m.in. na charakter postaci, każda jest jedyna w swoim rodzaju.. i oby tak dalej! Tylko czasami mam wrażenie że Ana jest bez przerwy na haju, bez przerwy coś bierze ;}
Fajnie, że rozdział przeczytałam tydzień temu, a dopiero teraz komentuję. xddd Feel like Zochan.
OdpowiedzUsuńJestem strasznie zrażona do dziewczyn, które ćpą, palą itp, więc nie pochwalam zachowania Any, zwłaszcza, że ostro przesadza xddd
Rozbawił mnie moment szukania ubrań. xd Śmiałabym się, gdyby nic nie wykombinowała i musiała paradować na golasa. :> W sumie innym pewnie by się to spodobało... xd
Nadal czuję wielkie love do Hidana, który za każdym razem mnie rozwala i sprawia, że jeszcze bardziej go uwielbiam. A kiedyś go wręcz nie znosiłam, tylko mnie wkurzał. ._.
Więc odwaliłaś kawał dobrej roboty. Szkoda tylko, że rozdziały pojawiają się tak rzadko :c
No i ciekawe, czy następnym razem Ana postanowi kogoś zatłuc, by trochę zarobić, chociażby na jakieś ciuchy. Niegłupi pomysł, może by tak zostać w przyszłości seryjnym mordercą? :>xd
Komentarz krótki i kompletnie chaotyczny, ale piszę z telefonu. :<
Widziałam wcześniej, że zmieniłaś szablon. Jest c u d o w n y. Niesamowicie przypadł mi do gustu! <3
Buziaki! :* I powodzenia w nauce, no i trochę weny też ci życzę xd
Zaczynam swój sezon na komentowanie i zaczynam od Ciebie, słońce :D ale wiesz co… nie dałaś i jakiegoś wielkiego pola do popisu z tym nadrabianiem :< Poi jedno fajnie, bo szybciej będę mogła zaliczyć wszystkie blogi, a po drugie to… niedosyt dziewczyno, NIEDOSYT :<
OdpowiedzUsuńNa początku oczywiście bardzo sorry za to, że musiałaś czekać półtora miesiąca na mój komentarz lenistwo, niechęć, życie… co zrobisz, nic nie zrobisz… ale wiesz powiem ci, że masz zajebisty szablon, poprzedni też był super, ale ten bardziej przemawia do atmosfery, która panuje na twoim blogu w czasie czytania :D Widzę też zmianę w sposobie pisania. Dużo, dużo opisów za które masz mój podziw, są takie lekkie! Mi się wydaję, że zwsze wychodzą mi strasznie sztywno i chce jak najszybciej je skończyć, aby przejść do dialogu… ale w one shotach to trenuję xD wracając podoba mi się też twoja dbałość o szczegóły w nich :D wybacz, że tak ciągle się tymi opisami jaram, ale… mam jakąś fazę na to xD
Anayanna nieźle sobie poradziła z tymi ciuchami, ale kobiety są zaradne xD dobrze zrobiła darując sobie bieliznę Hidana xD życie sobie ocaliła xD Hidan chyba jakiś przywiązany był do swoich spodni skoro nawet je rozpoznał na ciele Any :P no ale nie pruł się o nie, wszakże kobieta o wiele lepiej wygląda w męskich ciuchach (oparte na faktach XD) w ogóle podoba mi się jego troska o dziewczynę :3 cały czas jest przy niej, nikt jej nie ma prawa tknąć czy nawet spojrzeć, pewnie by jej przypierdolił gdyby zrobiła coś głupiego… nie wiem czy ta znajomość faktycznie jest fajna czy jakaś toksyczna, ale pierdolić to xD
No i jeszcze co do tych chwil, gdy się Ana budzi panuje taki obyczaj to no nie wiem, uwielbiam jak rozmawiają, jak się droczą lub jak narzekają na Kakuzu, to takie słodziutkie :D
Hohoho! jestem za AnaHidan <333 zrób tak, zrób! A tam ItaAna, Ermentiss nie wie co dobre! Niech Hidan będzie tym głównym, a Itaś niech robi za dodatek! :P
Tyle ode mnie, pisiaj następny rozdział i publikuj~!
Pozdrawiam gorąco i życzę weny ;*
I jak tam nowy rozdział się tworzy...? :D
OdpowiedzUsuńAna, Ana, Ana, gdzie Ty się podziewasz? ;<
OdpowiedzUsuń