16 września 2014

Rozdział 35


Ale jak złapać cię, gdy wyciągam dłoń, ty wymykasz mi się z rąk.
Marta Bijan - Milcząc


Wybudzenie się ze snu było w jej przypadku jak wynurzenie na powierzchnię, po całej wieczności spędzonej pod wodą. Miała wrażenie, że na jej powiekach spoczywa przeraźliwy ciężar i z wielkim wysiłkiem otworzyła w końcu oczy, po kilku nieudanych próbach. Natychmiast jednak je zmrużyła, bo uderzenie jasnego światła było jak setka ostrzy, wbijająca się gwałtownie w jej wrażliwe źrenice. Odetchnęła ochryple i podniosła do siadu, ze zdziwieniem rejestrując, że znajduje się w łóżku, niekoniecznie wygodnym, ale za to w miarę czystym i ciepłym. Pomieszczenie w którym spała było małe i raczej ponure, z wielkim oknem tuż na przeciwko niej i rozsuniętymi, matowymi firanami.
- No królewno, wreszcie zaszczyciłaś nas swoją obecnością.
Zasłaniając ręką oczy i marszcząc brwi, odwróciła się w stronę nieznośnie donośnego głosu. Widząc znajomy, kpiący uśmieszek, wykrzywiła się, na co mięśnie jej twarzy zaprotestowały. Zdawało jej się, że cała jej skóra jest boleśnie opuchnięta i nabrzmiała, a zapanowanie nad kończynami wymaga wysiłku, który w tym momencie zdecydowanie ją przerastał.
Opadła z powrotem na pościel, podciągając koc pod szyję i chowając buzię w jego szorstki, gryzący materiał. Ten lekki dotyk sprawił, że prawie jęknęła z bólu, święcie przekonana, że jej policzki zaraz spłyną krwią z głębokich zadrapań
- Co ja tutaj robię? – wycharczała, ledwo słyszalnie nawet dla samej siebie.
Głos zarechotał złośliwie, a dźwięk ten boleśnie wwiercał się w jej czaszkę i niemalże przebijał bębenki uszne.
- Powinnaś zapytać, czego ty tu właściwie nie robisz – padła w końcu odpowiedź, a głos zbliżył się, dobiegając nagle ze zdecydowanie zbyt małej odległości. – No cóż, na pewno nie robisz tego, co dobrze urodzone dziewczątka robić powinny. Znaleźliśmy cię w samym środku tego cyrku, zalaną w trupa, wesolutką i ze zdecydowanie podejrzanie wyglądającym białym proszkiem pod noskiem – głos przemienił się nagle w głosik, zwodniczo słodki i zatroskany – Jak się czujesz skarbie? Bo wyglądasz jak wrak.
- Daj jej spokój kretynie – odezwał się nagle kolejny głos, bardziej szorstki i niski, a drzwi pomieszczenia zatrzasnęły się za jego właścicielem. - Lider kazał nam się nią zająć, a nie dodatkowo dobijać. Nie żebym oczekiwał po tobie jakiegokolwiek zrozumienia.
- Odezwał się, pan wrażliwy – prychnął gniewnie ten pierwszy osobnik.
- Hidan stul ten pieprzony pysk bo nie ręczę za siebie – wymamrotała w końcu Anayanna, otwierając oczy i mierząc pochylającą się nad nią postać bezlitosnym spojrzeniem.
- No i to rozumiem! – ucieszył się Hidan, obdarzając ją szerokim uśmiechem. – Rzygać mi się chcę kiedy widzę cię taką wymemłaną.
- A mi się chcę rzygać za każdym razem jak cię po prostu widzę – odezwał się ponownie Kakazu, wypowiadając głośno to co Anayanna miała na końcu języka. Zerknęła na zamaskowanego mężczyznę z aprobatą, ale on zignorował ją, jak zwykle zresztą.
- Możesz mi... – Hidan urwał, krzywiąc się teatralnie – fuj. Albo lepiej nie.
Kakazu przewrócił tylko oczami z irytacją, ale nie skomentował tego, najwyraźniej przyzwyczajony już do durnowatego zachowania swojego towarzysza.
- Powie mi ktoś wreszcie jak się tu znalazłam? – zniecierpliwiła się Anayanna.
- Lider rozkazał nam zgarnąć cię po drodze na naszą misję. Znaleźliśmy cię w samym środku jakiegoś festiwalu w Kraju Ognia. Zaufaj mi, nie chcesz znać szczegółów.
Pomimo tego, że wczorajszy wieczór stanowił w jej pamięci jedną wielką czarną dziurę, aktualny stan jej ciała był wystarczającą wskazówką co do wcześniejszych wydarzeń.
- Znudziło mi się to – oznajmił Hidan, gdy była w połowie drogi do skraju łóżka, z którego starała się sturlać. Najwyraźniej miał na myśli męczenie jej z samego rana. – Idę na dół, przydałoby się coś do żarcia.
W tym samym momencie Anayanna zerwała się z podłogi, na której chwilę wcześniej kucała, próbując zmusić się do wstania i pognała do otwartych drzwi łazienki. Hidan zarechotał, słysząc wstrząsające nią, gwałtowne torsje i wyszczerzył się do beznamiętnego Kakazu.
- Idziesz cukiereczku? – wyszli z pomieszczenia, a Hidan nie omieszkał głośno zatrzasnąć za nimi drzwi.
Anayanna oparła policzek o chłodne kafle na ścianie, wpatrując się bezmyślnie w przestrzeń. Objęła się rękami, bo kiedy tylko jej dłonie zyskiwały trochę swobody, zaczynały dygotać w szaleńczych drgawkach. Hidan może i był denerwującym dupkiem, ale miał rację w jednym – czuła się jak cholerny wrak. Jakby wszystkie jej wnętrzności nagle wyparowały, pozostawiając ją pustą i niezdolną do życia, z możliwością do dalszego poruszania się i tylko sprawiania wrażenia, jakby wszystko było w porządku. Wydawało jej się, że nawet krew przestała krążyć w jej żyłach. Oczywiście, niewiele miało to wspólnego z rzeczywistością. Sprawdziła.
Stojąc przed lustrem, prawie nie rozpoznawała własnej twarzy. Pod jej przekrwionymi oczami nie tyle malowały się cienie, co ciemne, głębokie sińce, ale i tak były one niczym, w porównaniu z opuchniętą, nabrzmiałą skórą i krwiakami na jej policzkach. Naprawdę, wolała nie pamiętać co się wczoraj działo.
Długo kucała pod prysznicem, pozwalając by zimna woda spływała jej po plecach i wpadała do otwartych ust. W końcu ponownie stanęła na środku łazienki, mocząc kafelkową podłogę i powolnymi ruchami wycierając się ręcznikiem znalezionym w szafce. Wyżęła długie włosy, czując pod palcami ich sztywność i nie bawiąc się w rozczesywanie, przerzuciła je na plecy, pozostawiając do wyschnięcia. Kątem oka zerknęła na swoje wcześniejsze ubranie, natychmiastowo rezygnując z pomysłu jego ponownego użycia, gdy dostrzegła rdzawe plamy czyjejś krwi, resztki wymiocin i inne, bliżej niezidentyfikowane substancje. Dodatkowo cuchnęło alkoholem na sporą odległość. Wróciła do opuszczonego pokoju, nie kłopocząc się swoją nagością i rozejrzała po jego wnętrzu. Oczywiście, oprócz podróżnych plecaków Kakazu i Hidana nie było w nim innych toreb, bo nie pomyślano o tym, by zabrać jej jakieś rzeczy na zmianę. Mechanicznie zaczęła krążyć po pomieszczeniu, mając do dyspozycji niewiele wolnej przestrzeni, bo większą jego część zajmowały meble. Wyposażenie też nie było bogate, bo składało się z łóżka, wysłużonej kanapy, stolika z dwoma krzesłami i niedużej szafy. Robiła właśnie któreś z kolei okrążenie, gdy jej wzrok padł na okno. A raczej to co znajdowało się za nim. Doskoczyła do torby któregoś z członków Akatsuki i z bocznej kieszeni wyjęła zapasową kaburę. Potem otworzyła na oścież okno, wychodzące na wąskie przejście między sąsiadującymi ze sobą budynkami. Ustawiając drżącą rękę pod odpowiednim kątem, wyrzuciła shurikena, a potem kilka kolejnych, zanim w końcu udało jej się trafić do celu. Sznur na pranie zerwał się ze ściany na przeciwko i zawisł na haczyku, tuż obok jej okna. Anayanna wychyliła się, wciągając go częściowo do środka i przeglądając jego zawartość. Jak na złość był wypełniony tylko bielizną, ale nie narzekała, bo i tak w sumie jej się poszczęściło. Zdjęła z niego majtki i biustonosz, które na oko odpowiadały jej rozmiarowi i decydując się na zrezygnowanie ze zbytniej bezczelności, przywiązała do jego końca kunai, biorąc zamach i wbijając go w sąsiednią ścianę.
Po częściowym uzupełnieniu na sobie deficytu odzienia, zaczęła szperać w plecaku, który zidentyfikowała jako ten należący do Hidana. Nie było to specjalnie trudne zadanie, biorąc pod uwagę nabazgrane markerem symbole Jashina na jego wierzchu i coś do złudzenia przypominającego zaschnięty ludzki palec, w jednej z mniejszych kieszeni. Ostrożnie przejrzała jego ciuchy, szerokim łukiem omijając bieliznę i mentalnie załamując ręce, nad sposobem w jaki Hidan się pakował. Czy raczej zwijał wszystko w kulki i wrzucał jak popadnie. W końcu założyła na siebie ciemne bojówki z licznymi kieszeniami (długością odpowiadające jej w sam raz, więc prawdopodobnie były dla Hidana rybaczkami) i lekko potarganą u dołu podkoszulkę bez rękawów. Znalazła nawet skórzany pasek, z czego była bardzo zadowolona, bo spodnie zsuwały jej się z bioder przy najmniejszym ruchu.
Pomimo tego, że przetrząsnęła każdy centymetr kwadratowy zarówno pokoju jak i łazienki, nie znalazła nigdzie swoich butów, a naprawdę nie miała teraz siły by zastanawiać się nad tym, gdzie się podziały. Zapełniła więc kieszenie bronią znalezioną w plecakach, dodała do tego kilka zwojów do pieczętowania, oraz zwitek pieniędzy. Po czym wspięła się na parapet, prawie natychmiast tracąc równowagę i niemalże wypadając na zewnątrz. Odetchnęła głęboko, kurczowo ściskając okienną ramę, a potem zeskoczyła, postanawiając nie zwlekać i nie kusić losu. Wylądować udało jej się bez większych problemów, choć w pewnym momencie niebezpiecznie wygięła jej się kostka. Przeklinając w duchu na wszystko, a zwłaszcza swoją uszczerbioną sprawność, pozbierała shurikeny leżące na ziemi i wyszła na główną ulicę, znajdującą się u wylotu przejścia.
Wioska w której się znajdowała była mała i prawdopodobnie niewiele znacząca dla świata. Zamieszkiwali ją cywile, a jedynymi wojownikami, których można tu było znaleźć byli przejezdni shinobi albo wędrujący samotnie najemnicy.
Nie mniej jednak główna droga była zatłoczona, bo przy jej bokach usytuowane były liczne stragany i tłumy ludzi robiło zakupy, albo po prostu tędy przechodziło, bo wioska znajdowała się na ich szlaku. Anayanna wtopiła się w tłum, wsuwając dygoczące dłonie do kieszeni i zdecydowanie nie kłopocząc się tym, że ktoś ją rozpozna, bo w obecnym stanie sama do końca tego nie potrafiła. Przystanęła na moment przy ścianie obwieszonej licznymi listami gończymi, po zaledwie sekundzie, odnajdując na niej własną twarz. A raczej twarz kogoś kim była wcześniej, już na pierwszy rzut oka wypoczętą, zdrową i zadbaną. Pod zdjęciem znajdowała się kwota, która na moment wybiła ją z równowagi, choć ten szok był niczym, przy tym, którego doznała po zapoznaniu się z dopiskiem, że jest ‘wysoce niebezpieczną personą, którą przy bliższym spotkaniu należy natychmiastowo obezwładnić, a najlepiej bez wahania pozbawić życia’. Zaskoczenie minęło równie szybko jak się pojawiło, w momencie, gdy Anaynna zdała sobie sprawę z tego, że to wszystko prawda. I nawet jeśli doskonale to rozumiała, ba, sama do tego wszystkiego doprowadziła, odchodząc od ściany nie mogła pozbyć się minimalnego uścisku w brzuchu.
Decydując się nie tracić więcej czasu, bo kamienne podłoże zaczęło już porządnie dawać się we znaki jej bosym stopom, nie mówiąc już o kilku razach, gdy została podeptana, przystanęła przy straganie oferującym odzież przystosowaną do walki. Takie sklepiki musiały nieźle zarabiać w miejscowościach, przez które przewijało się mnóstwo shinobi, wracających z misji, wyruszających na nie, lub w ich trakcie.
Błyskawicznie wybrała wysokie, czarne buty, całkowicie zabudowane, o grubej podeszwie, i jak głosiła reklama, z czubem i piętą nabijanymi metalem. Faktycznie, buty były ciężkie, ale też stabilnie przytrzymywały kostkę i były bardzo wygodne.  
Po szybkim przejrzeniu oferty straganu, dorzuciła do tego jeszcze podkolanówki z uchwytami na broń, skórzane rękawiczki bez palców, ochraniacze na łokcie i, po krótkim namyśle, okulary przeciwsłoneczne. Palące słońce sprawiało, że jej obolałe oczy wręcz płonęły. Zapłaciła za zakupy i szybko usunęła się w cień bocznej uliczki, gdy do straganu podeszła duża grupa shinobi. Czoło każdego z nich zdobiła przepaska z symbolem Konohy.
Kompletnie odziana i uzbrojona, rozejrzała się po najbliższym otoczeniu. Po chwili rozważania, a także sekundzie zawahania, bo jeszcze do końca nie kontrolowała swojego ciała, rozpędziła się, wskoczyła na wielki kubeł na śmieci i wybijając się w tył, wykręciła salto, zatrzymując się na parapecie okna na którymś piętrze. Po czym bez chwili zwłoki, ponownie mocno się odbiła, lądując na dachu sąsiedniego budynku. Odsunęła się od krawędzi i ukucnęła, czekając, aż miną zawroty głowy. A przynajmniej te większe, bo od momentu pobudki, jej czaszka bezustannie pulsowała bólem.
Postawiła sobie za cel jak najszybciej oddalić się od wioski na znaczną odległość, więc nie miała zamiaru przeciskać się przez tłum tam na dole. Nie była jedyną której się spieszyło, w różnych odległościach i kierunkach dostrzegała kilka przemykających po dachach sylwetek. Jako, że tak naprawdę nie miała pojęcia gdzie się znajduje – wiedziała tylko, że nadal w Kraju Ognia, Kakazu i Hidan nie mogli przetransportować jej w ciągu jednej nocy zbyt daleko – ani nie posiadała żadnego konkretnego celu podróży, rzuciła się na chybił trafił, wskakując na piętro niższy budynek i biegnąc dalej, w stronę zwartej ściany lasu, jakiś kilometr za krańcem wioski.
Bez większego problemu pokonała ostatnie budynki i zeskoczyła na ziemię, nie przerywając biegu. Adrenalina buzująca w jej żyłach skutecznie przeganiała zmęczenie i wszechobecny w jej ciele ból, pozostawiając jej organizm przyjemnie rześkim i świeżym. Zdawała sobie jednak sprawę, że taki stan rzeczy nie potrwa długo i wkrótce może zupełnie opaść z sił, dlatego starała się jak najbardziej oddalić od granic wioski.
Przekraczając w końcu linię drzew, poczuła się względnie bezpieczna i co ważniejsze, uwolniła od prażącego niemiłosiernie słońca. Nie ściągnęła jednak okularów, bo skutecznie chroniły jej nadwrażliwe oczy przed ostrym wiatrem. Podskoczyła w biegu i chwyciła się jednej z niższych gałęzi potężnej topoli, po czym podciągnęła i wyrzucając do góry nogi, wskoczyła na jej wierzch. Powtórzyła tę czynność kilkukrotnie, kontynuując bieg, gdy znalazła się już w koronie drzewa. Kilka spokojnych minut wypełniały jej odgłosy lasu i jej miarowy oddech. Szybko weszła w odpowiedni rytm i skakanie z gałęzi na gałąź nie sprawiało jej większego kłopotu. Poczuła się niemal zrelaksowana.
A potem coś ciężkiego wpadło na nią z boku i runęła na ziemię, przygnieciona czyimś ciężarem, nie mając nawet możliwości by się obronić albo chociaż zamortyzować upadek. Nowa fala bólu rozniosła się po jej ciele i mimowolnie zacisnęła powieki, jęcząc cicho, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu, ani zaczerpnąć głębszego oddechu, bo jej płuca sprawiały wrażenie wgniecionych w ziemię i dodatkowo przybitych do niej żebrami. Z trudem wydobyła z kieszeni kunai i wbiła go w bok napastnika, spychając go z siebie i wyginając ciało w łuk, gdy wreszcie mogła ciężko odetchnąć. Jej ruchy były powolne i obolałe, gdy podnosiła się do siadu i ten mizerny akt samoobrony udał jej się tylko dlatego, że ten drugi wydawał się równie oszołomiony upadkiem co ona. Cóż, to ona go zamortyzowała, więc zamierzała teraz nadrobić punktację we wzajemnym zadawaniu sobie bólu. Dobyła kolejnego noża, po czym otworzyła oczy, zsuwając z nosa okulary.
- Kretynka – warknął znajomy głos, zanim zdążyła zadać pierwszy cios.
- Hidan?
Mężczyzna właśnie podźwigał się na rękach, sycząc przez zaciśnięte zęby i wyrywając ostrze, tkwiące w jego ciele. Usiadł ciężko na przeciwko niej, mierząc ją morderczym spojrzeniem.
- No kurwa wczas – wycedził. Kunai wypadł z ręki Anayanny, a ona sama oparła się o pień drzewa, czując jak właśnie opuszczają ją resztki sił.
- Co ty do cholery odwalasz? – nie potrafiła nawet wykrzesać z siebie odrobiny gniewu, chociaż postarała się nadrobić braki w intonacji wzrokiem – Mogłeś mnie zabić!
- Szczerze mówiąc nawet chciałbym to zrobić – odszczeknął się Hidan, podnosząc zakrwawionego kunaia i rzucając go w nią, zanim zdążyła zareagować. Ostrze wbiło się w drzewo, milimetry od jej głowy.
Anaynna wciągnęła powietrze z głośnym sykiem, błyskawicznie chwytając broń leżącą obok i również się zamachując. Hidan nawet nie drgnął, a ona i tak chybiła o dobre kilka centymetrów. Wybuchnął szyderczym śmiechem i zanosił się nim głośno, aż z kącików jego oczu popłynęły łzy. Otarł je kciukiem i potem wsadził go sobie do ust, zlizując słone krople.
- Żałosne – powiedział, dalej wyraźnie rozbawiony. – Nie potrafisz nawet dobrze wycelować cholernym nożykiem, a wyruszasz w podróż dookoła świata? Obudź się śpiąca królewno, kogo chcesz oszukać? W tych lasach aż się roi od łowców głów, a za twoją, złotko, wyznaczono naprawdę rekordową nagrodę. Cholera, sam bym się na nią skusił, a co dopiero Kakazu – zachichotał znowu, kiwając się lekko w przód i w tył.
- Dam sobie radę, nie musisz się o to martwić – odparła lodowato. – Nie potrzebuję cholernych nianiek, przekaż z łaski swojej Liderowi, żeby z tą troską się pocałował...
- Ach, więc tu cię boli! – przerwał jej, wykrzywiając usta w szelmowskim uśmiechu. – Zraniona duma i te sprawy? Pewnie uważasz, że traktujemy cię jak dziecko... biedactwo. Się kurwa najpierw zastanów czy nie mamy powodów. Poważnie, myślałaś że zawojujesz w tym stanie świat? Ledwo się trzymasz na nogach.
To nie była do końca prawda, biorąc pod uwagę, że Anayanna siedziała, ale sam przekaz dokładnie pasował do jej obecnego stanu.
Hidan podniósł się w końcu, po czym, w zupełnie nie podobnym do siebie geście, wyciągnął w jej stronę rękę, oferując pomoc. Pomimo swojej dumy, natychmiast ją przyjęła, bo nie była głupia i zdawała sobie sprawę, że samej trochę jej to zajmie. Pociągnięta przez jego silne ramię, nie musiała marnować resztki swoich sił i dlatego prawie się nie zachwiała, gdy stanęła już na równych nogach.
- Jak mnie znalazłeś?
- To nie było trudne – prychnął głośno, przyglądając jej się nieobecnym wzrokiem – moc wycieka z ciebie jak z dziurawego wiadra, masz szczęście, że nikt w okolicy jej nie zna, bo już byś miała małą armię na ogonie... Hej, czy to są moje ciuchy?
- Możliwe...
- No chyba kurna więcej niż możliwe, znam swoje szmaty.
- Jeśli ci to przeszkadza mogę je oddać – odparła Anaynna, unosząc prowokująco brew i rąbek koszulki.
Hidan zamruczał i uśmiechnął się lekko, w niepodobny do siebie, leniwy sposób.
 - Chociaż w innych okolicznościach nie miałbym nic przeciwko tym widokom, teraz muszę odmówić. Jakoś mam wrażenie, że nie powinnaś się rzucać w oczy, a na pewno to zrobisz, paradując po wsi nago. No i wreszcie wyglądasz jak kunoichi – dodał, z uznaniem mierząc wzrokiem jej bojowe buty, ochraniacze i broń, powtykaną w każdą możliwą przestrzeń jej stroju. – To nie to co te twoje zwykłe zwiewne szmatki... Chociaż wygląd a umiejętności to już dwie różne sprawy... auć! – urwał, gdy uderzyła go w ramię – nie łaskocz!
- Kiedy dojdę już do siebie, skopię ci dupę – obiecała Anayanna.
- Nie rób mi nadzieji skarbie. A teraz wskakuj – westchnął zniecierpliwiony, gdy rzuciła mu niezrozumiałe spojrzenie. Odwrócił się do niej plecami. – No już, bo nie mam zamiaru wlec się twoim tempem. To zajęłoby nam wieki, a Kakazu już się nie cierpliwi. Pewnie nie może się doczekać aż cię ojebie za zwinięcie hajsu.
Jej duma kolejny raz została wystawiona na próbę i przegrała z rozsądkiem, bo po nadwyrężającym jej wątłe siły biegu, naprawdę nie sądziła, by była teraz w stanie przejść całą tę drogę z powrotem, nie mówiąc już o biegu. Dodatkowo w głowie ponownie zaczęło jej łupać, mięśnie ją rwały, a oczy łzawiły, więc nie widziała innego wyboru. Wskoczyła Hidanowi na barana, owijając dłonie wokół jego szyi i prawie zupełnie przypadkowo go podduszając.
- Hej, to może umilę ci drogę opowiadając historię tego paska, który masz na sobie? – zaproponował, po tym jak ją przeklął i kazał poluzować uścisk, bo inaczej utopi ją w jakiejś mijanej kałuży. – No więc zwykle wykorzystuję go do związywania rąk moich... auu! Za co znowu?!

*

Anayanna siedziała w zadymionym barze, umiejscowionym na parterze gospody, w której wynajmowali pokój. Choć część mieszkalna prezentowała się jako tako, pijalnia znacznie odbiegała od tych standardów, podpadając raczej pod kategorię zwykłej meliny. Była duża, ale zagracona masą niedomytych stolików i kulawych krzeseł. Brudne okna zasłaniały równie brudne firany i paliło się tylko kilka żarówek w wielkiej zakurzonej lampie, więc wokół panował półmrok. Idealne miejsce do przeprowadzania szemranych interesów, goszczące już na pierwszy rzut oka podejrzaną klientelę, więc nic dziwnego, że członkowie Akatuki poczuli się tu jak w domu.
Kakazu już od dłuższego czasu ogrywał w pokera grupkę jakichś obdartych hazardzistów, a Hidan flirtował przy barze z roznegliżowaną kobietą. Anayanna natomiast, siedząc na ławie w kącie, paliła papierosa za papierosem, popijając piwo i umilając sobie czas, uważnym przyglądaniem się każdej obecnej w środku osobie. Jej obserwacje nie wywołały jeszcze awantury tylko dlatego, że ciemne szkła okularów zasłaniały jej oczy i nikt nie mógł jej oskarżyć o zbyt nachalne podglądanie.
Do środka wszedł właśnie mężczyzna, z obszernym kapturem czarnej bluzy, naciągniętym na głowę. Nie wyglądało to bynajmniej podejrzanie, bo w tym miejscu wiele osób kryło swoje twarze. Rozejrzał się wokół i ruszył prosto do jednego ze stolików w głębi sali, nawet nie udając, że jego zamiary są czyste i legalne. Szedł pewnym siebie krokiem, pełnym zwinności ale i rozwagi, więc Anayanna już na pierwszy rzut oka wiedziała, że jest wyszkolonym ninja, a nie jednym z tej bandy obdartusów-zabijaków, tytułujących się dumną nazwą najemników.
Tajemniczy ninja przysiadł się do stolika mężczyzny, którego Anayanna obserwowała przez chwilę jakiś czas wcześniej, ale szybko jej się to znudziło, bo od momentu jej przyjścia tutaj nie drgnął ani o milimetr. Teraz jednak skinął głową na shinobi i wsunął rękę do wewnętrznej kieszeni kurtki. Kiedy tamten przesunął mu po stole kilka zmiętych banknotów, mężczyzna położył przed nim małe zawiniątko i chowając pieniądze, wrócił do swojego bezruchu.
Ninja wstał i skierował się do wyjścia, a Anayanna w tym samym momencie ukucnęła na ławie, otworzyła okno i wyślizgnęła się na zewnątrz.
Śledzenie go nie stanowiło większego problemu, bo skręcił w ciemną alejkę kilka metrów dalej. Ruszyła za nim, odchrząkując teatralnie gdy tylko zostali sami, w ciasnej przestrzeni między dwoma budynkami.
Mężczyzna natychmiast się odwrócił, a jego rozbieganemu wzrokowi zajęło chwilę skupienie się na jej sylwetce. Anayanna zacmokała z dezaprobatą, wyciągając przed siebie rękę.
- Liczyłam na to, że się podzielisz – wyjaśniła zdawkowo, ignorując jego pozycję obronną i oczy, błyszczące bystro spod krawędzi kaptura. Oprócz nich widziała tylko jego wystający podbródek, pokryty rzadkim ciemnym zarostem. – Ale teraz widzę, że chyba jednak będzie lepiej jak oddasz mi wszystko. Co za dużo to nie zdrowo, nie uważasz? 
Mężczyzna prychnął lekko, prostując się i najwyraźniej dochodząc do wniosku, że nie stanowi dla niego zagrożenia.
- Nic za darmo laleczko – oświadczył grubym, szorstkim głosem. Tak jakby nie zdawała sobie z tego sprawy, ale Kakazu skonfiskował jej podprowadzone pieniądze, z miną surowego rodzica, obdzierającego dziecko z kieszonkowego.
- Więc jaką walutę proponujesz? – spytała zalotnie, bardziej wyczuwając, niż dostrzegając w ciemnościach, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu.
Zanim zdążył odpowiedzieć, albo chociaż zorientować się w sytuacji, pokonała dzielącą ich odległość i wymierzyła mu potężnego kopniaka z półobrotu. Jej nowe buty doskonale sprawdzały się w akcji, czego dowodem był głośny chrupot łamanej szczęki. Zadowolona, że wreszcie wraca jej sprawność i koordynacja ruchowa, poczekała cierpliwie aż mężczyzna zwali się na ziemię, zahaczając przy okazji głową o betonową ścianę. Potem wyjęła z jego kieszeni foliowy woreczek, rozerwała go i podrzuciła do góry kilka kolorowych pastylek, następnie łapiąc je w usta i połykając.
Po cichej uliczce poniosło się echo powolnego, drwiącego klaskania. Anayanna zerknęła przez ramię, wzdychając ciężko.
- Znowu ty? – rzuciła w stronę Hidana, opierającego się swobodnie o mur nieopodal.
- Widzę, że wszystko wraca do normy.
Podszedł do niej i ukucnął przed nieprzytomnym mężczyzną, ściągając mu z głowy kaptur. Ich oczom ukazała się wygięta szczęka, przykryta krzywą, niezadbaną bródką, półprzymknięte, brązowe oczy i krótkie ciemne włosy.
- I co my tu mamy? – Hidan przyjrzał mu się z uwagą, po czym wyjął zza pazuchy małą książeczkę bingo i przewertował ją szybko. Zatrzymał się na zdjęciu poszukiwanego shinobi, do złudzenia przypominającego tego przed nimi, ale wyglądającego o wiele zdrowiej i porządniej. – Nagroda za niego prawie dwukrotnie przewyższa to co zwykle dostajemy od Lidera za misję... Wujaszek Kakazu się ucieszy – podniósł wzrok, napotykając niezrozumiałe spojrzenie Anayanny. - W miejscach takich jak to aż roi się od jemu podobnych typków. Możesz wybierać kandydatów na ślepo i przynajmniej za połowę z nich zgarniesz niezłą sumkę – wyjaśnił, prostując się i patrząc na nią z góry. – Spadaj do środka, zajmę się nim.
Wyjątkowo nie zaprotestowała, wzruszając ramionami i już po chwili ponownie znajdując się w dusznej i przepełnionej alkoholowymi oparami sali. Usiadła na wcześniejszym miejscu, wyciągając nogi na miejscu na przeciwko i poprawiając okulary na nosie, by gryzący dym nie szczypał jej w oczy. Zapaliła kolejnego papierosa z pogniecionej paczki leżącej na stole, by choć na chwilę zająć czymś drżącą dłoń. Dopijała właśnie wygazowaną resztkę piwa, gdy do baru wszedł Hidan, zmierzając w jej stronę. Ledwo usiadł obok, a przed jej nosem wylądował wypełniony po brzegi talerz z parującą kolacją. Anayanna uniosła wzrok na stojącego po drugiej stronie stołu Kakazu, patrzącego na nią uważnie tymi toksycznie zielonymi oczami, pozbawionymi źrenic czy tęczówek.
- Jeść i spać – poinformował ją beznamiętnie, zakładając ręce na potężnej piersi i najwyraźniej czekając na jej głośne protesty.
Anayanna za to uśmiechnęła się szeroko, rozrywając pałeczki i pochłaniając pierwszą porcję ryżu z ostrym sosem.
- Dobrze tato – odparła pogodnie, z pełnymi ustami.
Kakazu zmrużył ślepia, przenosząc pełen wyrzutów wzrok na Hidana.
- Idiota. Miałeś przypilnować, żeby się znowu nie naszprycowała, a nawet tego nie potrafisz. Ja już mam to w dupie, sam się będziesz tłumaczyć Liderowi – i odwrócił się na pięcie, odchodząc. Anayanna zaśmiała się cicho, patrząc z rozbawieniem na wyraźnie krzywiącego się Hidana.
- Zamknij się – rzucił, zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek i splunął do przepełnionej popielniczki, w której właśnie zadusiła końcówkę papierosa.

*

- Zwijaj dupę z wyra, bo ten cholerny zrzęda nie przestanie jojczeć – usłyszała Anayanna tuż nad sobą, wyrwana ze snu bladym świtem.
- Gdzie idziemy? – spytała nieprzytomnie, chowając twarz w pościeli.
Zamiast odpowiedzi, otrzymała chłód poranka, w postaci zrywanego z niej koca. Poderwała się do siadu, automatycznie zaciskając dłoń na trzymanym pod poduszką nożu.
Tuż przed nią pojawiła się nagle gęba siedzącego obok Hidana, wyszczerzona w szerokim, maniakalnym uśmiechu.
- No jak to gdzie? – zepchnął ją z łóżka trzonkiem swojej wypolerowanej, lśniącej kosy. – Zapolujemy na dwuogoniastego!







____________________


Znowu do akcji wkracza Hidan i znowu nawet nie zauważam kiedy w szaleńczym tempie powstaje mi calusieńkie 9 stron rozdziału! Czujecie zależność? Chyba zmienię głównego bohatera opowiadania xD
A tak poza tym to bla bla szkoła, bla bla nauka i tak dalej, jak tam samopoczucie po ponad dwóch tygodniach? Ja ciągle się przystosowuję.   


Ściskam mocno, buziaki


11 komentarzy:

  1. Ano, moja droga Ano! Przepraszam Cię za moje spóźnienie, ostatnio kompletnie nie mam na nic czasu, ale Ty to wiesz - maturzystka, nie? ;3 ja dopiero za dwa lata, ale cóż... nie mogę się jakoś przystosować xD
    Cieszę się, że napisałaś ten rozdział, bo tak szczerze sądziłam, że nie zobaczę tu niczego przez następne kilka miesięcy. A tu taka niespodzianka, rób mi je częściej ♥
    Hidana tak pełno, ojeeeej :3 Całe to wybudzanie się ze snu i to ogarnianie rzeczywistości było czystą zajebistością, serio, mogłam to sobie bez problemu wyobrazić. Uwielbiam więź Hidana i Anayanny, niby tacy wredni dla siebie, ale połączyło ich coś ważnego (czasem ich shippuje bardziej niż Itachiego z Aną, ale cii ;-;).
    Na golasa po pokoju, i jeszcze potem te ciuszki Hidana - zaradna dziewczyna, nie ma co! Nawet z opuchniętą twarzą jest śliczna, nie ma co się przejmować.
    Uwielbiam jak opisujesz relację Hidana z Kakuzu, ubóstwiam :D Te ich przekomarzania, co z tego, że się nienawidzą XD Gdzieś musi istnieć ta partnerska więź, no! (jak to brzmi, Bosze... )
    Gdy czytałam fragment, kiedy to nasza bohaterka czytała o sobie, o cenie jaką jest warta... kurde, przykro się robi. Zawsze mi szkoda takich bohaterów, no bo co, nie są tacy źli do końca! Mają w sobie człowieczeństwo, nawet taki Hidan, który ratował Anę w lesie (awwwwww!). Tylko niepotrzebnie pieprzy o tych swoich podbojach i paskach, przecież tak nie poderwie Anayanny!
    Podobała mi się ta atmosfera w klubie, samo to zobojętnienie Any, papierosy i reszta i ta "opiekuńcza" kwestia Kakuzu ;3
    Polowanie na dwuogoniastego? Z Hidanem? No, cóż, będzie ciekawie! I znów to czekanie :c Nie zmieniaj Hidana na głównego bohatera, możesz ewentualnie zbudować tu jakiś trójkącik - nikt nie będzie miał nic przeciwko :*
    Przystosowuj się tam, trzymaj się i w ogóle :3
    Pozderki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm hm hm nie przeczę, że może niedługo pojawi się coś nowego, bo jakoś tak ostatnio ponownie zapałałam namiętnością do tego opowiadania, a dodatkowego kopa dodaje mi ponowny udział Hidana i nowiusieńki szablon *.*
      Te a może ja tu ukręcę jakiś trójkącik xD bo co rozdział na przemian trzeba się przerzucać z sympatii do Itasia na Hidana... po co tak komplikować sobie życie? xD
      Hahahah uwielbiam moment o pasku, nie mogłam sobie tego darować!
      O kurde, widzę, że sama proponujesz mi takie rozwiązanie... tylko co na to Itachi? xD
      Dziękuję za komentarz, buziaki ;3

      Usuń
    2. Oto co o twoim pomyśle myśli Itachi:

      http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2011/241/2/f/itachi_no_facepalm11_8dd_by_tayui-d48957n.png

      xD

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału ^^
      Uwielbiam Twój styl pisania bo cały czas coś się dzieje! A tu bielizna na sznurku w pokoju się pojawia, a tam Hidan zaczyna gawędzić o pasku... Dobra, wystarczy xd
      Masz genialne pomysły m.in. na charakter postaci, każda jest jedyna w swoim rodzaju.. i oby tak dalej! Tylko czasami mam wrażenie że Ana jest bez przerwy na haju, bez przerwy coś bierze ;}

      Usuń
  3. Fajnie, że rozdział przeczytałam tydzień temu, a dopiero teraz komentuję. xddd Feel like Zochan.
    Jestem strasznie zrażona do dziewczyn, które ćpą, palą itp, więc nie pochwalam zachowania Any, zwłaszcza, że ostro przesadza xddd
    Rozbawił mnie moment szukania ubrań. xd Śmiałabym się, gdyby nic nie wykombinowała i musiała paradować na golasa. :> W sumie innym pewnie by się to spodobało... xd
    Nadal czuję wielkie love do Hidana, który za każdym razem mnie rozwala i sprawia, że jeszcze bardziej go uwielbiam. A kiedyś go wręcz nie znosiłam, tylko mnie wkurzał. ._.
    Więc odwaliłaś kawał dobrej roboty. Szkoda tylko, że rozdziały pojawiają się tak rzadko :c
    No i ciekawe, czy następnym razem Ana postanowi kogoś zatłuc, by trochę zarobić, chociażby na jakieś ciuchy. Niegłupi pomysł, może by tak zostać w przyszłości seryjnym mordercą? :>xd
    Komentarz krótki i kompletnie chaotyczny, ale piszę z telefonu. :<
    Widziałam wcześniej, że zmieniłaś szablon. Jest c u d o w n y. Niesamowicie przypadł mi do gustu! <3
    Buziaki! :* I powodzenia w nauce, no i trochę weny też ci życzę xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczynam swój sezon na komentowanie i zaczynam od Ciebie, słońce :D ale wiesz co… nie dałaś i jakiegoś wielkiego pola do popisu z tym nadrabianiem :< Poi jedno fajnie, bo szybciej będę mogła zaliczyć wszystkie blogi, a po drugie to… niedosyt dziewczyno, NIEDOSYT :<
    Na początku oczywiście bardzo sorry za to, że musiałaś czekać półtora miesiąca na mój komentarz  lenistwo, niechęć, życie… co zrobisz, nic nie zrobisz… ale wiesz powiem ci, że masz zajebisty szablon, poprzedni też był super, ale ten bardziej przemawia do atmosfery, która panuje na twoim blogu w czasie czytania :D Widzę też zmianę w sposobie pisania. Dużo, dużo opisów za które masz mój podziw, są takie lekkie! Mi się wydaję, że zwsze wychodzą mi strasznie sztywno i chce jak najszybciej je skończyć, aby przejść do dialogu… ale w one shotach to trenuję xD wracając podoba mi się też twoja dbałość o szczegóły w nich :D wybacz, że tak ciągle się tymi opisami jaram, ale… mam jakąś fazę na to xD
    Anayanna nieźle sobie poradziła z tymi ciuchami, ale kobiety są zaradne xD dobrze zrobiła darując sobie bieliznę Hidana xD życie sobie ocaliła xD Hidan chyba jakiś przywiązany był do swoich spodni skoro nawet je rozpoznał na ciele Any :P no ale nie pruł się o nie, wszakże kobieta o wiele lepiej wygląda w męskich ciuchach (oparte na faktach XD) w ogóle podoba mi się jego troska o dziewczynę :3 cały czas jest przy niej, nikt jej nie ma prawa tknąć czy nawet spojrzeć, pewnie by jej przypierdolił gdyby zrobiła coś głupiego… nie wiem czy ta znajomość faktycznie jest fajna czy jakaś toksyczna, ale pierdolić to xD
    No i jeszcze co do tych chwil, gdy się Ana budzi panuje taki obyczaj to no nie wiem, uwielbiam jak rozmawiają, jak się droczą lub jak narzekają na Kakuzu, to takie słodziutkie :D
    Hohoho! jestem za AnaHidan <333 zrób tak, zrób! A tam ItaAna, Ermentiss nie wie co dobre! Niech Hidan będzie tym głównym, a Itaś niech robi za dodatek! :P
    Tyle ode mnie, pisiaj następny rozdział i publikuj~!
    Pozdrawiam gorąco i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. I jak tam nowy rozdział się tworzy...? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ana, Ana, Ana, gdzie Ty się podziewasz? ;<

    OdpowiedzUsuń

Mile widziane wszelkie sugestie, pochwały, nagany i ogólnie Wasze opinie na temat bloga. Bardzo miło jest przeczytać, że ktoś docenia moją pracę i wyraża to w komentarzu, dlatego za każdą notkę szczerze dziękuję ;3